Matka idealna

Spóźniłam się z postem, Dzień Matki minął, ale temat aktualny jest przecież przez cały rok. Czas to dla mnie dość trudny, energia słabnie, bo bateria trochę wyeksploatowana, ciężko było mi zatem pozbierać słowa, ale wreszcie udało mi się, jakem cura domestica, coś naskrobać. 

Matka. Matka Polka.
Życiowa rola każdej kobiety. Takie w każdym razie nadal panuje dość szerokie przekonanie. Każda kobieta spełniać się ma w roli matki. A jeśli takiej potrzeby nie czuje, to do niej z pewnością “nie dorosła”.

Matka musi być IDEALNA. A jeśli matka nie jest idealna, no to, cóż, niech się nauczy być. Inaczej będzie matką WYRODNĄ.
Spełnić jednak te oczekiwania społeczne nie jest łatwo. Tak właściwie jest to nierealne, niepotrzebne i wręcz szkodliwe. Niestety w pułapkę idealności macierzyństwa wpada wiele młodych mam.

Kształtowanie tego lukrowanego obrazu rozpoczyna się już
w ciąży. Być może mieliście możliwość zobaczyć te wszystkie stylizowane piękne zdjęcia kobiet ciężarnych. W lawendzie, tiulach, koronkach, serduszkach… i czym tylko fotograf wymyślił, lub nawet takie sobie najzwyklejsze pstryknięte komórką przez przyszłego tatusia. Łączy je jedno. Twarz
i postawa ciała  tchną spokojem i oczekiwaniem.. Nie ma
w nich śladu bólu przeciążonego do granic możliwości kręgosłupa i wciąż pełnego pęcherza, nie widać opuchniętych nóg, spoconej nabrzmiałej twarzy, nie można dopatrzeć się strachu przed porodem, lęku o zdrowie przyszłego dziecka, ani buzujących wściekle hormonów. Nie znać na tych spokojnych twarzach myśli: “Niech ja już cholera jasna urodzę, bo mam serdecznie dość!” Jest tylko cicha, łagodna radość oczekiwania.

Takie zdjęcia są piękne, muszą być piękne, bo takie jest społeczne oczekiwanie, ukazać mają przecież miłość przyszłej matki i stan, nazwany kiedyś, (całkiem możliwe, że przez mężczyznę) “błogosławionym”. Nie ma tam miejsca na niedoskonałości, niedogodności i cierpienie. Oto archetyp Kobiety – Matki.

Zdziwią się lub oburzą niektórzy, ale nie każda kobieta chce być matką. I wcale nie musi nią być. Naprawdę. Cóż tu mówić o całej szeroko zakrojonej edukacji seksualnej, jeśli nawet ta oczywistość nadal dla wielu jest niezrozumiała
i szokująca. “Nie chcesz mieć dzieci? = Nie jesteś prawdziwą kobietą.” Kariera, czy pasja to jedynie ewentualne ozdobniki, dodatki, breloczki.  Bo przecież “prawdziwa kobieta” spełniać się ma przede wszystkim jako matka. 

Jeśli jednak zdecydujesz się na dziecko, to wraz z nim przyjmiesz też cały bagaż stereotypów, złotych rad i słów krytyki.
Są dzieci chciane i kochane, lub niekoniecznie chciane ale pokochane, są też niestety niechciane i niekochane. Obraz matki jednak, ten oficjalny – jest jeden. 

Gdy urodzisz, kochasz swoje dziecko i starasz się być dla niego najlepszą mamą, to i tak wbrew tym staraniom zostaniesz poddana bezustannej ocenie i krytyce, oblanej syropem dobrej woli. Ponieważ:
>Jeśli nie karmisz piersią – “szkodzisz dziecku”.
>Karmisz piersią – twoje dziecko to wciąż do cyca przyklejone, jak tak można”.
>Karmisz piersią dłużej niż rok – robisz dziecku
krzywdę emocjonalną
“.

>Karmisz piersią publicznie – to: skandal/ekshibicjonizm/obrzydliwość!” – niepotrzebne skreślić, lub wszystko dodać.
>Nosisz, gdy płacze – rozpieszczasz“.
>Nie nosisz, gdy płacze – jesteś wyrodną matką“.
>Karmisz Gerberem – kupne jedzenie?!
>Przecierasz pracowicie domowe zupki – niezdrowe,
bo nie przebadane!

>Decydujesz się wrócić do pracy – jesteś karierowiczką
>Decydujesz się zostać z dzieckiem w domu –
jesteś ograniczoną kurą domową bez ambicji“.

I tak dalej i tym podobnie. Zadowolić społeczeństwa nie sposób, i w zasadzie nie należałoby się tym przejmować, albo przynajmniej starać się nie przejmować. Inni zawsze wiedzą przecież lepiej.
Tyle że te oczekiwania otoczenia, rodziny, środowiska, SPOŁECZEŃSTWA kształtowane przez media, przeróżne pisemka
i poradniki oraz rzecz jasna Kościół, nie pozostają bez wpływu na postrzeganie siebie jako matki, kobiety
i …człowieka. Matka powinna być przecież wzorowa, idealna i wszechwiedząca.

Nie byłam. “Nie radziłam sobie z niczym”, “wszystko robiłam źle”, a podsuwane mi w dobrej wierze pisemka z idiotycznymi poradami, które pamiętam do dziś, umacniały mnie jedynie w tym przekonaniu.
Chociażby to:
„Matka INSTYNKTOWNIE potrafi rozpoznać dlaczego płacze jej dziecko.” 
Tak po prostu? Naprawdę? To musi być jakaś matka heroska, matka jasnowidzka w spiczastej gwiaździstej czapce na rozczochranej głowie. Skąd ktoś wziął te idiotyzmy? Ile z Was potrafiło rozpoznać z miejsca, czy wasze dziecko płacze, bo jest głodne, boli je brzuszek, ma pełną pieluchę, a może zły humor? Ja nie potrafiłam, co stawiało mnie w roli matki z którą coś jest nie tak, widać ten słynny instynkt macierzyński miałam spaczony.
Albo to: „Kąpiel, to doskonały relaks dla mamy i dziecka”. Noo, nie zawsze. Moja córeczka kąpieli nie cierpiała, najprawdopodobniej był to jakiś uraz jeszcze z czasu pielęgnowania jej w szpitalu i dawała temu bardzo głośny wyraz od momentu włożenia do kąpieli, aż do zapięcia ostatniego guziczka śpiochów i utulenia. Ten, jakże rozkoszny relaksik, któremu obie się oddawałyśmy, trwał przez dobrych parę miesięcy, aż do momentu, gdy mała odkryła, że w wodzie można się wspaniale bawić. Szkoda, że
w tym cudownym poradniku nie pisało, by spróbować przez dzień lub dwa wstrzymać się z kąpielą, by pomóc maleństwu zapomnieć o przeżytej poprzednio traumie. O tym dowiedziałam się jakieś dziesięć lat później.

Perełką był przeczytany w innym podsuniętym  mi pisemku tekst, że posiadanie tylko jednego dziecka to egoizm, a uwaga: „płacz nad maleńką trumienką jest dużo boleśniejszy, jeśli miało się jedno jedyne dzieciątko”. Wszak jeśli się ma ich kilkoro, to jakieś tam na otarcie łez zostają, prawda? Jak by powiedziało dzisiejsze młode pokolenie: WTF. To akurat była książeczka (co mnie wcale nie dziwi) katolicka.

Był jeszcze w przeróżnych gazetkach i poradnikach temat karmienia piersią. Dowiedziałam się zatem, że: “Jeśli nie karmisz, jesteś egoistką. Ponieważ mleko to najlepszy pokarm dla dziecka, dostarcza przeciwciał i witamin, pomaga wytwarzać odporność, a karmienie piersią buduje tak ważną więź mamy z dzieckiem.” Tak, oczywiście to wszystko prawda, szkoda, że nie uwzględniono w tych złotych radach sytuacji mam, które nie mają pokarmu, budując w nich po raz kolejny wspaniałe poczucie winy. A nie, przepraszam uwzględniono: „Mleko musi się pojawić, to fizjologia. Jeśli go nie ma, to widać mama za mało się stara, być może to TWOJA, młoda mamo podświadomość hamuje laktację, po prostu NIE CHCESZ karmić piersią.”
Brawo! Wspaniale można się było zadręczać myślą, że jest się egoistką, która szkodzi dziecku i nie buduje z nim więzi emocjonalnej.

Dobre rady zawsze w cenie. I jeszcze teraz, po dwudziestu kilku latach potrafię zacytować, choć zapewne nie co do literki, niektóre z nich. Wyryły mi w mózgu głębokie bruzdy. Z perspektywy lat, gdy patrzę na tamtą siebie, uśmiecham się ze współczuciem, ponieważ całkowicie rozumiem mechanizmy w wyniku których mogłam się na to wszystko nabrać. Nie tylko ja. Społeczny nacisk na matczyną idealność był i nadal jest olbrzymi, a oczekiwania zbyt często nierealne, ba nawet całkowicie przeciwstawne – są ogromne. Kultura cierpiętniczej Matki Polki jest bowiem w naszym kraju głęboko zakorzeniona.
Rola matki ma być spełnieniem każdej kobiety, pobyt z dzieckiem, gotowość na natychmiastowe zajęcie się nim, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę to sama radość z bycia mamą. Mama ma czasem wprawdzie prawo być zmęczona, ale absolutnie nie może jej to przeszkadzać w matczynych i domowych obowiązkach, bo…  “taka jest rola matki”. Mama musi być zawsze uśmiechnięta, radosna i chętna do wielogodzinnej opieki nad dzieckiem i zabawy z nim. Przy tym ten całkowicie nienormowany czas pracy nadal nazywany bywa lekceważąco
i całkowicie nieadekwatnie “siedzeniem w domu”. Wspaniały lukrowany obrazek nie mający nic wspólnego
z rzeczywistością.

A gdzie jest tatuś?
Rola ojca nadal zbyt często polega jedynie na pomocy epizodycznej oraz oczywiście na utrzymaniu rodziny. Wystarczy, gdy młody tata samodzielnie wytoczy wózek
z maluchem na spacer, lub nawet (!) publicznie zmieni pieluchę – postrzegany jest szczególnie w oczach, przyznaję – pań, jako bohater.

Nadal, gdy mowa o przepracowaniu matek, pada pseudoargument, że jeśli kobieta (znów ten uroczy czasownik) “siedzi w domu” z dzieckiem, a mąż pracuje i zarabia na utrzymanie rodziny, ma prawo po pracy odpocząć. Szkoda, że osoby to wysuwające nie pomyślą, iż kobieta pracuje również. Bo jest to praca.
Od rana do wieczora, a czasem także i w nocy. Mama nie może wziąć urlopu, l4, zmienić zatrudnienia. Przez 24 godziny na dobę egzystuje z włączonym trybem stand by.

Ta praca rzecz jasna ma po jakimś czasie swój, jeśli nie koniec, to przynajmniej przełącza się na tryb “oszczędne zużycie energii”. Chyba.. że urodzi się drugie dziecko.. lub dziecko jest niepełnosprawne. Wtedy praca nigdy się nie kończy. /O opiece mamy nad dzieckiem z niepełnosprawnościami pisałam już kilkukrotnie, i na pewno jeszcze napiszę. To smutny temat rzeka./
Oczekiwania tak czy tak nie nikną wraz z dorastaniem potomka, zmieniają jedynie formę.
“Gdzie była matka! ”, “jak matka ją/jego wychowała”, to tylko drobna próbka niesprawiedliwych, oceniających wypowiedzi. Chciałoby się odpowiedzieć: “A tatuś to na wojnie był?” Niestety same kobiety widząc jakieś swoje faktyczne lub jedynie projekcyjne błędy sprzed lat, obwiniają najczęściej wyłącznie siebie, zupełnie jakby partner był nieobecny podczas całego cyklu wychowawczego. Taki sposób myślenia, z czego często nie zdajemy sobie sprawy, to wynik systemu patriarchalnego podziału ról i co
z tym związane – olbrzymich oczekiwań wobec matki przy minimalnych, jeśli chodzi o ojca. 

Szkoda, że jako młoda mama nie potrafiłam trzeźwo na to wszystko spojrzeć, tylko poddałam się oczekiwaniom społecznym i hmm również rodzinnym, zamiast cieszyć się macierzyństwem, które gdy chciane, dostarcza pomimo permanentnego zmęczenia, niedosypiania, dźwigania, schylania.. bycia równocześnie pielęgniarką, kucharką, praczką, sprzątaczką, specjalistką od zdrowego żywienia, przedszkolanką, nauczycielką, psycholożką… olbrzymiej radości i wielkich pokładów miłości. 

Nie byłam i nie jestem mamą idealną, bo takich nie ma. Kocham swoją córkę, która jest w moich oczach najwspanialszą młodą kobietą. I to jest najważniejsze.

Dziewczyny, kobiety – nie dajcie się wpędzić w pułapkę wygórowanych oczekiwań. Ideały nie istnieją. 

……………………………………………..

P.S. Wszystkie obrazki, prócz jednego są mojego autorstwa. (Nie potrafię rysować). Pozostały – czyli “super-ojciec na spacerze” naszkicował malykub dostosowując się ciut stylem do moich bohomazów, bo rysować potrafi. Dziękuję. <3

P.S. 1. Nowego filmu na vlogu na razie nie będzie. Zachrypłam i słowa wyskrzeczeć nie potrafię. Tym bardziej tyyylu słów, bo post napisał mi się długi niczym  rządy PiSu.

Nowych zaglądających zapraszam do zajrzenia na You Tube.
 Leniwym piórem – vlog


4 comments on “Matka idealna

  1. Na szczęście rola ojca już się zmienia!
    To wszystko prawda, ja nie czułam presji macierzyństwa, ale gdy urodziłam starałam się być dobra matką, choć nie bardzo wiedziałam, co to znaczy.
    Z radością wróciłam do pracy, nie nadawałam się do bycia matką na pełen etat.
    Idealnych matek nie ma, bo i dzieci są różne i warunki, w których funkcjonujemy i my same…a ileż to razy słyszymy, że dziecko miało wszystko, a okazało się niewdzięczne.
    Temat na wiele dyskusji, ale najważniejsze, według mnie, to dawać dziecku możliwości i zachować dobre relacje, oczywiście nie za wszelką cenę.

  2. Jedyne wyjście, to nie przejmować się, co inni powiedzą. Rad nie słuchać i robić to, co każda mama uważa za słuszne. Tabun doradzających omijać z daleka, gdyż najważniejsze jest zadowolenie dziecka i nasze szczęście.
    Serdeczności zasyłam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *