Sala nr 6

Post na temat obecnych wydarzeń politycznych pisze się, mimo wielkich starań jakoś ..niechętnie (?). Ale niewątpliwie będzie i to zapewne niedługo.

Dziś opowieść. Oparta o prawdziwe wydarzenia. Trochę z racji nadchodzących Dni Babci i Dziadka. Bo ze starością wiąże się także zbyt często i samotność i choroba i niespełnione nadzieje. 
A oczekiwania od losu bywają naprawdę bardzo różne i to niezależnie od wieku.

 


Neurologia, jeden z cięższych szpitalnych oddziałów. Po korytarzach snuje się szara mgła smutku i cierpienia. Tu wizyty bliskich często bywają krótkie lub czasem nie ma ich wcale. Choć nie zawsze.
Przemkniemy szpitalnym korytarzem i zajrzymy do sali numer 6.

*
Pierwsze łóżko po prawej stronie, przy drzwiach. Pani Stasia. Utrata przytomności, udar niedokrwienny. Listonosz, który szczęśliwym trafem akurat zajrzał przynosząc jej lichutką rencinę wezwał karetkę. 
Pani Stasia ma 80 lat. Malutka, drobniutka, twarz poprzecinana siateczką zmarszczek. Pani Stasia jest
cichutka, życzliwa całemu światu, ze spokojem przyjmuje wszystkie pielęgniarskie zabiegi i próbuje pomagać “siostrzyczkom”, jak je nazywa. Cicho prosi o basen, lub kubek herbaty, zawsze cierpliwie czeka.
Już doszła do siebie, nie wiadomo co z nią zrobić. Mieszka samotnie, jej mieszkanie to rozlatująca się chałupka bez bieżącej wody, zatem pani Stasia codziennie nosi do domu tę wodę ze studni na podwórzu, a aby ogrzać chatkę pali w niewielkim piecyku tym co znajdzie. Aż trudno uwierzyć, że w tych naszych cywilizowanych czasach ktoś tak może mieszkać i to w środku dużego, prężnie rozwijającego się miasta. Teraz nie wolno jej się schylać, nie wolno dźwigać. Ale.. gdzie ma pójść? Wychowała troje wnucząt, matkowała im wiele lat, bo ich rodzice zginęli w wypadku. Dużo i chętnie, z ogromną miłością opowiada o swoich “dzieciaczkach”.
Kochają babcię, wpadli nawet na oddział  kilka razy w odwiedziny.. Ale żadne nie zabierze jej do siebie. Wnuczka Iwonka studiuje, mieszka w akademiku, młodszy wnuk Karol właśnie wyjeżdża do pracy w UK, I can’t do that now, grandma” – rozumiesz? Teraz nie mogę cię zabrać babciu”. …Może za parę lat. Starszy, Marek niedawno się ożenił, nie może babci wziąć do siebie. Mieszkanie małe, za chwilę pojawi się dziecko, “Będzie babci niewygodnie”. 
Pani Stasia kiwa z uśmiechem głową. “Jakoś sobie poradzę dzieci, nie martwcie się”.

**
Na lewo od drzwi leży czterdziestopięciolatka, pani Aldona. Przyjęta z nadciśnieniem stopnia 3 i bólami głowy. Pani Aldona nie lubi kroplówek, żąda pomocy przy jedzeniu “bo wenflon”, grymasi na smak potraw i że ubikacja daleko, próbuje sztorcować personel. Przy pani Aldonie niczym satelita kręci się mąż. Zaaferowany, opiekuńczy  podsuwa to pomarańcze, to kremik do twarzy, to własnoręcznie zrobioną sałatkę z rukolą.. Na próżno. Panią Aldonę trudno zadowolić. Może to przez rozgoryczenie, do którego za nic się nie przyzna? Prawie w ogóle nie widuje swoich dorosłych synów. W szpitalu też jej nie odwiedzili. “Pracują” mówi pani Aldona krzywiąc usta w próbie uśmiechu.

***

Obok zajmuje łóżko sześćdziesięcioletnia pani Ewa. Skrzywiony w dół lewy kącik ust, lewostronny niedowład całego ciała. Udar krwotoczny.
Pani Ewa mówi z trudem. Dla pielęgniarek i lekarzy miła, ale opiekuńczość córki, która siedzi przy mamie cały dzień traktuje ze zniecierpliwieniem. A przecież taka córka to skarb. Co chwilę poduszkę poprawi, zapyta mamę, czy głodna, zmieni pampersa, pobiegnie do pielęgniarek prosić o leki, lekarza o mamę wypytuje po każdym obchodzie. Inne pacjentki zazdroszczą pani Ewie takiej córki. Pani Ewa próbuje jednak nad tą córczyną opiekuńczością zapanować. “Zostaw mnie już Kasiu” mówi niewyraźnie. “Idź do domu, odpocznij”. Córka zwraca poszarzałą ze zmęczenia twarz w stronę mamy. “A jak się Mamo gorzej poczujesz? mówi. “Przecież możesz mnie potrzebować. Zostanę jeszcze chociaż do kolacji, dobrze?”.
“No dobrze.” odpowiada pani Kasia. “Zagłaskać kota na śmierć” dodaje cicho pod nosem, ale tylko do siebie, by córka nie usłyszała. Przecież tak się stara.

****

Ostatnie łóżko, to pod oknem, oświetlają promienie zimowego słońca. Plastik okrywający goły materac odbija świetlne refleksy. Obok leży stosik zdjętej, nie zabranej jeszcze do pralni bielizny pościelowej.
W nocy umarła pani Barbara. Nikt z rodziny nie przyszedł. Może jej nie miała?
Cicho zamykamy drzwi sali numer 6. Czas wracać do domu.

—————————————————————————————————–

Przedstawiona powyżej opowieść zainspirowana została prawdziwymi historiami zebranymi przez autorkę podczas jej pobytu na oddziale neurologii. 
Imiona i część mniej istotnych faktów została zmieniona.

 

 

 





One thought on “Sala nr 6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *