SOR – STRASZLIWY ODDZIAŁ RATUNKOWY.

Służba zdrowia w Polsce. Temat rzeka. I to rzeka rwąca jak korzeń ósemki przed ekstrakcją. Wiemy jak jest. No, w każdym razie większość z nas. Ale czy na pewno?

SOR – Szpitalny Oddział Ratunkowy, mekka wszystkich, których choroba nieszczęśliwie dopadła poza godzinami pracy POZ (Podstawowej Opieki Zdrowotnej). SOR jaki jest każdy widzi, ale nie każdy wie, dlaczego taki jest. Narzekają ludzie na wlokące się godziny oczekiwania, na to, że lekarz pacjentem się nie zajmie…

Miałam to nieszczęście na SORze wylądować. Gorączka 40 stopni przez kilka dni, wymioty, odwodnienie… lekarka rodzinna natychmiast wypisała skierowanie na SOR. No to pojechaliśmy.

Kto z was ogląda „Szpital”? No właśnie, rzeczywistość z tym serialem science fiction nic wspólnego niema.

Mała kliteczka – dumnie nazwana poczekalnią, przerobiona chyba z przedsionka. Kilka twardych krzesełek, przeraźliwie zimno i już o tej wczesnej dość godzinie (11:30) wszystkie te krzesełka zajęte. Kawiarnia? Miękkie fotele? Przestronne wnętrza? Niee… O takich luksusach możecie zapomnieć. Ponieważ słaniałam się na nogach ktoś litościwie ustąpił mi miejsca na rzeczonym krzesełku.

Bardzo szybko, bo po jakiś 15 minutach wpuszczono mnie do (ciepłego!) środka. Dalej już rutynowo.

Ratownik zbadał, sprawdził parametry (temperatura, ciśnienie, EKG). I kazał czekać. Na lekarza. W tym miejscu oddam się dygresji.

Czytam niekiedy wynurzenia ludzi, którzy SOR odwiedzili. Najczęściej mało pochlebne… właściwie, to chyba same niepochlebne.

– „To głupota jakaś, ludzie, ratownik nie mógł mi choćby czegoś przeciwbólowego podać?! A tak mnie ta ręka bolała.” Ano nie mógł, bo – kochani, zapamiętajcie sobie: Leki, nawet takie bez recepty jak ibuprom, panadol pielęgniarka, czy ratownik mogą podać TYLKO na zlecenie LEKARZA. Dlaczego? Bo tak. Bo takie są przepisy. Bo zaszkodzić mogą, lek przeciwbólowy to nie cukierek, może się na przykład okazać, że trzeba podać inny medykament niekompatybilny z poprzednio beztrosko łykniętym i interakcje gotowe. Od tego lekarz jest, żeby ocenić, czy wolno. Bez tej oceny, ani rusz.

A co zrobić jeśli lekarz jest zajęty? Czekać. Ty czekasz i cię boli, a lekarz właśnie beztrosko pije kawę, lub się posila? Bezczelny. A czy pomyślałeś człowieku, że pije tę kawę, bo na dyżurze jest od zeszłego dnia rano i jak tej kofeiny nie łyknie, to umysł mu zaśnie i jeszcze ci fałszywą diagnozę postawi? Je?! No jak on może, dyżur 24 godzinny to świetna dieta odchudzająca. Nic tylko korzystać.

Zapamiętajcie – lekarz też człowiek. Potrzebuje snu. I pożywienia. Zmęczony też bywa, więc kiedy ziewa w trakcie badania was, to pewnie dlatego, że zmęczony, a nie że ma was… tam.

Wracając do mojej opowieści. Czekałam więc na lekarza. Nie wiem, może jadł, albo pił kawę, albo reanimował w tym czasie na przykład. W każdym razie, doczekałam się. Lekarz zbadał, wypytał, osłuchał. I wypisał zlecenie na początek: rtg płuc i leki w kroplówkach.

Na rentgen musiałam czekać. Bo był zajęty, kolejka ludzi, wszyscy chcieli cholera fotkę sobie strzelić. Potem, już po wizycie w wyłożonej ołowiem kabinie, też musiałam swoje odsiedzieć, żeby pielęgniarka z SOR przywiozła mnie na tenże SOR z powrotem. Więc czekałam. Pielęgniarka pewnie była zajęta. Pielęgniarka też człowiek. Może jadła, albo piła kawę, albo zakładała kroplówkę jakiemuś innemu pacjentowi.

Na kroplówkę za to czekać nie musiałam, założyli od razu. Więc siedziałam i znowu czekałam. Na koniec kroplówki. Potem na koniec drugiej kroplówki.. Ale nie nudziłam się, bo i tak musiałabym czekać. Na wyniki badań krwi z laboratorium i opis zdjęcia z pracowni rentgenowskiej. Rentgenolog, który zdjęcie opisuje, lekarz analityk, który krew bada wyobraźcie sobie – mieli oprócz mnie jeszcze innych pacjentów. Z SORu, i z oddziałów szpitalnych, a także tych, którzy przyszli „z miasta” ze skierowaniem od lekarza… I każde zdjęcie musieli opisać, i każdemu pobraną krew musieli zbadać.

Narzeka się często, że na opis zdjęcia rentgenowskiego czeka się nawet tydzień… Zgadnijcie czemu.

Już, już są wyniki badań, skończyła się ostatnia kroplówka! Temperatura spadła, nawodniona poczułam się dużo lepiej! Hurrra? …Nie bardzo, znowu czekam. Na lekarza specjalistę. Konkretnie pulmonologa.

Taki lekarz specjalista to ma życie. Ważny taki, każdy go wyczekuje jak dżdżownica dżdżu. A on? Dwoi się i troi na swoim oddziale szpitalnym, ma przecież własnych pacjentów, za których odpowiada i nie zawsze może na Oddział Ratunkowy zejść od razu. Oczywiste? Nie dla wszystkich.

Diagnoza – zapalenie płuc. Recepta na antybiotyki, ostatnie zalecenia, tylko jeszcze wypis z SOR, wyjęcie wenflonu i… fruuuu do domku.

Spędziłam na SORze około 7 godzin. Pani doktor pulmonolog twierdziła, że to i tak nie tak długo. Wierzę. Wychodząc widziałam w tej małej poczekalence, w której w międzyczasie zrobił się straszny ścisk, ludzi przybyłych tam rano, przede mną. Jeszcze czekali na przyjęcie.

Podsumowanie i refleksja zarazem:

Pacjencie. Nie z każdą dolegliwością powinieneś zgłaszać się na SOR. Sam się nie doczekasz, innym drogę oczekiwania wydłużysz.

Lekarzu POZ. Nie wystawiaj skierowania na SOR „na wszelki wypadek”. Wiem, że robisz to z lęku przed ciąganiem późniejszym po sądach za „błąd w sztuce”, ale… miej trochę rozsądku.

Rozumiem i mam nadzieję, że i wy zrozumiecie dlaczego tak długi czas spędza się na niechlubnym Oddziale Ratunkowym. Wielokrotnie na SOR chadzają też ludzie, którzy na badania, czy wizytę u specjalisty czekaliby w innym wypadku kilka, czy kilkanaście miesięcy, czasem kilka lat. Wiadomo, takie mamy realia polskiej służby zdrowia. Ale trzeba też mieć świadomość, że postępowaniem takim możesz człowieku przedłużyć, czy zablokować dostęp lekarza do jakiegoś naprawdę pilnego przypadku.

O zasadach korzystania z nocnej i świątecznej pomocy medycznej możecie poczytać TUTAJ oraz TUTAJ.

Dzisiejszy wpis był próbą spojrzenia na polską służbę zdrowia z uwzględnieniem punktu widzenia lekarza. Kolejny post natomiast będzie stricte pacjentowski. Zapraszam 🙂


6 comments on “SOR – STRASZLIWY ODDZIAŁ RATUNKOWY.

  1. Hej!
    7 godzin…rzeczywiście całkiem dobry czas jak na SOR ;-). Niestety te oddziały ratunkowe dla wielu osób, także lekarzy, wydają się być lekiem na całe zło. Ludzie niestety nie wiedzą dodatkowo o tym, że pewnych badań, jak np. rezonans magnetyczny czy niektóre badania krwi tam się nie wykonuje. Problem to (tychże SOR-ów) bardzo złożony, tak jak i wezwań 999, bo w tych miejscach odbijają się niewydolność całego systemu ochrony zdrowia, braki edukacji pacjentów i samych lekarzy.
    Życzę dużo zdrowia i gratuluję Ci wyrozumiałości do tego, co niestety miałaś okazję poznać.
    PS Dzięki za podlinkowanie artów z mojego Ratowniczego ;-).

    1. Ignorancja, i powszechne niedoinformowanie, to powód wielu problemów nie tylko w sferze medycznej, choć tu akurat my, pacjenci odczuwamy to najboleśniej. Wyrozumiałość z racji wrodzonego poczucia humoru i częściowej choćby świadomości realiów przychodzi mi dość łatwo 🙂
      Jako córka i wnuczka „ludu medycznego” Twój blog Ratowniczy poczytuję sobie z przyjemnością 🙂
      P.S. Dziękuję za życzenia zdrowia, jak na razie (odpukać w biały fartuch) mi dopisuje, wydarzenia przedstawione w moich postach odbyły się jakiś czas temu.

  2. Po pierwsze – na SOR nie można wystawić skierowania. Jest to specyficzny oddział RATUNKOWY. Praktyka wystawiania skierowań na SOR przez lekarzy POZ to czysta i stężona spychologia z ich strony. (W teorii lekarz POZ który stwierdza że pacjent który się do niego zgłosił wymaga hospitalizacji powinien wystawić skierowanie do szpitala ( nie na SOR) i zlecić transport sanitarny (który to pacjenta przewiózł by do izby przyjęć) ale jako że POZowiec musiałby za ten transport zapłacić… (z pieniędzy jakie dostaje na pacjenta z NFZ) Poza tym – fajnie napisane 🙂 I na koniec:

    Jeśli czekasz na SORze to się ciesz! To znaczy że nie umierasz!

    1. Praktyka to jednak nagminna, że POZ-y wystawiają skierowania do SOR – czy to pacjentom, których sami odsyłają, czy też zespołom ratownictwa medycznego, które przyjeżdżają do POZ po pacjentów w stanie zagrożenia życia (często niezgodnie z prawdą).

  3. największym problemem jest rozhisteryzowany i roszczeniowy Polak. to leczyć go będzie prawiemedyk, prawielekami, prawieświadomie i do tego to co jest nasze polskie- prawie w sposób zaplanowany, prawie wg standardów, które mozna nagoiąć po polsku.

    polaczku obudź się.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *