D. U. P. A.

Po świętach wspomnienia tylko pozostały, wiosna coraz raźniej przetacza się przez pola, łąki i przydomowe ogródki, w polityce, jak to w polityce wrze i kipi, jak nie ten, to inny temat. W związku z przebrzmiałą już Wielkanocą, jak i równie przebrzmiałym tematem obraźliwego ponoć napisu *) na pewnych drzwiach szkolnej toalety przypomniała mi się historyjka. Historyjka z epoki „rajerów, mantylek, bioskopów i schadzek w pasażu”, jak pięknie ująłby to Ludwik Jerzy Kern.

mazurek

Był na Żmudzi ród szlachecki… nie, to brzmi zbyt sienkiewiczowsko, zatem raz jeszcze rozpocznę: Działo się to dawno, bardzo dawno, w czasach, gdy do szlacheckich dworków ksiądz proboszcz zajeżdżał, aby nie mały koszyczek z kilkoma jajkami i wędliną, lecz wielki stół bogato zastawiony do wielkanocnego śniadania – poświęcić. Przygotowania więc do takiego poczęstunku były niemałe. Szynki i kiełbasy z ubitych świniaków wisiały już w wędzarni, baby z kopy nieomal jaj, wielkie jak góry, wyrastały w piecach, w makutrach z twarogu, masła, jajek i cukru ucierano w pocie czoła przepyszną paschę. Oczywiście jako jedno z tradycyjnych ciast wielkanocnych, upieczone już mazurki ozdabiano przepięknie, to  rodzynki, migdały i orzechy układając w przepiękne wzory, to rozpuszczoną czekoladą lub lukrem wyciskając wymyślne na mazurach napisy.

I o owych napisach, a właściwie o jednym nieszczęsnym napisie opowieść wysnuję.

Mojemu pradziadowi, który był wtedy uczniakiem oraz jego braciom niewiele od niego starszym, jako, że zdolności artystyczne posiedli, powierzono poważne zadanie ozdobienia mazurków, inwencję i sposób wykonania pozostawiając chłopcom. Nie wiedzieli o biedni rodziciele jak dalece w inwencji owej chłopcy się posuną. Bowiem, gdy ksiądz proboszcz końmi do dworu zajechał i stanął przed bogato zastawionym stołem, by skropić wodą święconą dary Boże i modlitwę przed rozpoczęciem uroczystego śniadania, odmówić, spojrzał, oczom nie wierząc, poczerwieniał cały z wściekłości, rękę ze zgrozą wyciągnął wskazując na stół i wycharczał: – Niee! Ja TEGO święcić nie będę!

Podążyli za wskazaniem wielebnego palca przerażeni mieszkańcy dworu, spojrzeli i zbledli jak jeden mąż. Na samym środku, pośród innych potraw, pysznił się olbrzymi mazurek czekoladowy z misternie  ozdobnymi, z lukru wykonanymi literami D. U. P. A.

Sługa Boży odjechał śmiertelnie obrażony na cały ubogi dworek szlachecki i jego mieszkańców, za profanację darów Bożych i jego świątobliwej osoby ośmieszenie. Winnych odnaleziono wciśniętych w sam najmroczniejszy kątek strychu. Tłumaczyli się wprawdzie, że nic zdrożnego na myśli nie mieli, że skrót to jeno od słów “Dzień Uroczystości Pańskiej Alleluja“, ale na nic się kulawe tłumaczenia zdały. Synowie szlacheccy dostali całkiem nieszlacheckie „kropidupum punktatum”, tak bolesne, że przez dni kilka jeść musieli na stojąco.

Przeminęły wraz z wiatrami historii dworki szlacheckie, monokle, gorsety, powozy… ale historyjka w rodzinie naszej przetrwała, opowiadana z pokolenia na pokolenie. Pozostał też, już w formie żartu zwyczaj ozdabiania mazurka wspomnianym napisem. Nikt go jednak na wszelki wypadek do poświęcenia w koszyku nie zanosi 😉

Myślę, że wspomniany przeze mnie na początku pewien „toaletowy” napis, napis szkalujący podobno głowę państwa, napis przez którego spać nie mogli nauczyciele po nocach wykonujących ekspertyzy grafologiczne z uczniowskich zeszytów, napis ów wokół którego szum medialny przewyższył ilością decybeli koncert zespołu rockowego… Myślę, że pamięć o nim nie przetrwa do kolejnego sezonu, o stu pięćdziesięciu latach nie wspominając.

Jaki z tego wniosek? Jeżeli musimy już coś napisać – piszmy na mazurkach, nie na drzwiach toalet. Przyjemniejsze, smakowitsze i jak widać trwalsze to napisy.

*) TUTAJ nieświadomi afery z toaletowym napisem wiedzę swą mogą uzupełnić.


18 comments on “D. U. P. A.

  1. Oj, nie miał wielebny poczucia humoru, a i Andrzejów w Polsce dostatek mamy. Uderz w stół, a nożyce się odezwą…
    Z przyjemnością przeczytałam z rana, bo za oknem deszcz, wiec poprawiłaś mi humor, dzięki:-)

    1. Poczucie humoru to rzecz bezcenna 😉 Pogoda zaokienna u mnie też ponura jak emerytura w naszym pięknym kraju, gdzie ta wiosna ja się pytam? Cieszę się, że poprawiłam Ci nastrój 🙂

  2. Świetnie, że podtrzymujecie tradycję z mazurkiem. 😀 A co do samych napisów – trzeba mieć w życiu trochę dystansu do siebie i świata… jego brak jest gorszy w skutkach niż przejedzenie się mazurkiem. 😉

    1. To prawda, dystans rzecz ważna, ułatwia życie sobie i innym 😉 Opisane przeze mnie wydarzenia działy się półtora wieku temu, ale nie odważyłabym się z takim mazurkiem i dzisiaj do poświęcenia przystąpić 😉

    1. Zapraszam do zdobienia wiadomym skrótowcem :))) Zastanawiam się, co by współczesny sługa Boży na święcenie takiego mazurka powiedział? Ja się nie odważyłam sprawdzać 😉

  3. Można by było historie odwrócić nieco bardziej na korzyść biednych chłopców, że faktycznie złego na myśli nie mieli, tak jak tłumaczyli, to ksiądz winny, że myśli takie pogłowie mu w ogóle krążą i nie odczytał skrótu jak należy 😉 Och dystans do życia to rzecz święta, więc ksiądz tym bardziej go mieć powinien 😀

    1. Ano powinien. Czasy to były dawne i to tylko na usprawiedliwienie zarówno rodzicieli jak i księdza można podać. A czy teraz w XXI wieku miałby dystans? …Chyba to od tego jakim jest człowiekiem by zależało 😉

  4. No to się nie zrozumieli… Cóż, chcieli się wykazać, a wyszło jak wyszło 😉 Z przyjemnością przeczytałam, szczerze się uśmiechnęłam. Miło się Ciebie czyta, ciekawie wszystko opisałaś. Chociaż czcionka troszkę razi wzrok, ale pasuje do tła i w ogóle 🙂

    Czekam na więcej
    Ciepełka ciepłego
    Martyna z dezawi.blogspot.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *