Mało nas, mało nas do pieczenia chleba, zatem trzeba jakoś tę dzietność w państwie polskim podnieść. Choćby się ją wydźwigało na własnych, rządowych barkach. Władza ma niejedno już remedium na niknące w oczach społeczeństwo Lechitów.
No to panowie lecimy:
-Program 500 plus – aby zachęcić matki Polki do rodzenia dzieci. Ale uwaga, ten nowiutki banknocik przysługuje dopiero na drugie dziecko, bo wtedy będzie to pierwsze dziecko i może sobie ludziska pomylą i doprodukują kolejne, żeby się jedynak samotnie nie wychowywał. Natomiast samotnym matkom z jednym potomkiem już rzucono propozycję, co by sobie jakiegoś męskiego żywiciela rodziny dokooptowały i rozmnożyły się z nim, dla poprawienia bytu przynajmniej swojego drugiego jedynaka. O pierwszym jedynaku ustawa milczy.
– Dla tych, którzy chcieliby pomnażać rodzinę, a mają z tym niejakie problemy natury zdrowotnej, jest propozycja. W zamian za wygaszany pospiesznie program In vitro, ładnie opakowana paczuszka, a w niej – kalendarzyk i termometr.
– Na wypadek jednak, gdyby nowa, kalendarzykowa metoda leczenia bezpłodności zawiodła, panowie u steru szykują już kolejną, mającą podnieść dzietność w Polsce metodę.
To pomysł dopiero lęgnący się w rządowych głowach, ale rozważyć go trzeba z całą powagą, której sytuacja wymaga.
Pigułka „dzień po” – ponownie na receptę. Przy takich kolejkach do lekarzy problem niejako załatwi się sam. Zanim receptę specjalista wypisze (o ile wypisze, bo klauzula sumienia czyha), to będzie już po problemie. Gdy się tak dobrze zastanowić, to problemy z dostępnością służby zdrowia staną się remedium na biedę. Co rok kolejne 500 złotych do portfela wpadać zacznie.
Brawo oni!
Oby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się lepiej!