Temacik od dni kilku pojawiający się w różnych odsłonach i zabarwiony różnymi emocjami.
Umarła królowa angielska Elżbieta II., Panowała 70 lat, była drugą po Ludwiku XIV najdłużej panującą władczynią, przeżyła 15 swoich premierów, począwszy od Churchilla, 14 prezydentów USA i 7 papieży, za jej panowania urodziło się 80 procent jej poddanych. Miała 96 lat.
Jedni udostępniają żałobne czarno białe wpisy, inni wszem i wobec oznajmiają, że nic ich śmierć królowej Anglii nie obchodzi, a czasem i to, że sobie nie życzą wpisów tych pierwszych, którzy zachowują się, jakby im najukochańsza babcia umarła. A to przecież zła kobieta była, bo kolonializm, wyzysk, pasożytnictwo i symbol nierówności społecznej, oraz mordowanie niewinnych zwierząt (czyli polowania). A tak w ogóle to wszyscy umrzemy, niektórzy już umarli i wcale nie byli tacy starzy, więc to ich powinniśmy żałować, a nie starej kobiety, która w luksusie i zbytku przeżyła złote, srebrne i platynowe lata. I była niedobra dla księżnej Diany niczym królowa Bona dla Basi Radziwiłłówny… I to wszystko jest prawdą.
Ale mnie jest szkoda, a mnie melancholia lekka ogarnęła, bo to jest koniec epoki. Dla mnie, z jej elegancją i stylem była symbolem dawnej Anglii, tej ze starych książek, dawnej Anglii do której mam po prostu sentyment. Taki sobie tani, marzycielski sentymencik. Wszystko przemija.. Wciąż ktoś umiera. Tak, bo jacyś ludzie wciąż gdzieś umierają. Jedni w luksusach w szkockim zamku, inni w ruinach. I każda śmierć to tragedia. Ale.. mnie śmierć Elżbiety II również smuci.
Nie, nie była moją ukochaną babcią, ani nawet ukochaną królową. I tak owszem kolonializm jest zły i nierówność społeczna również, a monarchie to przeżytek, o krwawych “zabawach” z bronią nie wspominając. Moja znajomość gałęzi rodu królewskiego zatrzymała się przy tym gdzieś na Edwardzie VI Tudorze i Tomie Canty. Smuci mnie jednak ta śmierć, bo nastąpił koniec epoki. Podobno złej. Dla mnie po prostu – epoki tracącej myszką, ale myszką elegancką i wytworną – wypomadowanych wąsów Herkulesa Poirot i bystrego spojrzenia panny Marple, sentymentalną starymi zamkami, mroczną ale stylową zaułkami starego Londynu, infantylną, a zarazem mądrą mądrością Kubusia Puchatka…
Uwielbiam Anglię, tę dawną Anglię, która nie daje się czasowi i nadal przebija przez nowoczesność. Z jej poshowym akcentem, zwyczajami, folklorem, architekturą zarówno kościołów i zamków, jak i małych domków angielskiej wsi, z jej i wielkimi pompatycznymi tradycjami i maleńkimi tradycyjkami sięgającymi szekspirowskiego Ryszarda III, a może i czasów Króla Artura. Kocham angielski humor i ten na wskroś angielski poshowy akcent, który usłyszałam na żywo po raz pierwszy pod kanałem La Manche jadąc Eurostarem do Londynu i był jak muzyka dla moich uszu. Uwielbiam czerwone budki telefoniczne.. wiecie, że pojawiły się w Wielkiej Brytanii jeszcze przed urodzeniem Elżbiety II? I czerwone piętrowe autobusy, symbol Londynu, które wyjechały na ulice miasta zaledwie 6 lat po jej wstąpieniu na tron. I króliki w parkach.. I takie drobiazgi, jak filiżanki do herbaty ułożone w zgrabny stosik na małym stoliczku w zwiedzanym przez nas bardzo starym, bo z początków XIII wieku, kościele anglikańskim w Witham. Kościele otwartym gościnnie przez księdza, który błyskawicznie przytuptał z kluczami i zaprosił nas do środka, bo po prostu ucieszyło go, że zachwycamy się tym miejscem. I wzruszające stare klęczniki z wyhaftowanymi na nich datami i nazwiskami, i mały prastary cmentarzyk przy tym kościele…
Kocham dawną angielska literaturę, wiktoriański Londyn Sherlocka Holmesa, historie zbrodni i śledztw panny Marple i małego Belga dziejące się zarówno w pięknych posiadłościach jak i małych angielskich domkach.. i mroczne wichrowe wzgórza i doskonały humor przebijający przez dumę i uprzedzenie…
W roku, w którym Elżbieta II przyszła na świat, Agatha Christie wydawała swoją szóstą książkę, a sir Arthur Conan Doyle napisał właśnie ostatni zbiór opowiadań o najsłynniejszym detektywie wszech czasów. Przemawia to do mnie, tak namacalnie, czuję, że dotykam historii, tak jak zwiedzając nie tylko słynne muzea, ale zwykłe, na wskroś angielskie miejsca dotykam kraju.
Tani sentymentalizm? Być może. I co z tego?
Odeszła ikona. A mnie jest zawsze smutno, gdy odchodzi ikona, bo ona kotwiczy nas w czasach minionych, które może nie były specjalnie dobre, ale były przez nas kochane, były eleganckie i koronkowe, sentymentalnie trącące może myszką, ale przynajmniej nie hałaśliwą plastikową bylejakością.
Naiwne? Może, ale każdy z nas ma prawo do własnych odczuć.
Zrobiło się zbyt ckliwie. Przełamując zatem ten sentymentalizm na zakończenie z przymrużeniem oka dodam, że przy całym wielkim sentymencie jakim darzę świat dawnej Anglii i jego ikoniczny symbol.. tu zacytuję moją dobrą znajomą, aktywistkę, feministkę i działaczkę:
…”Co do kwestii, o której wiele słychać od kilku dni – jeśli o mnie chodzi, królowa była tylko jedna…”
I z tym się również jak najbardziej zgadzam.
Doskonałe podsumowanie Agato. ; )
Sami Brytyjczycy mieli rozdwojenie uczuć, bo niby kochali królowa, a wielokrotnie chcieli likwidacji monarchii.
Królowej żal, jak każdego niemal człowieka, ale to nie nasza królowa i codzienne doniesienia z brytyjskiego dworu mnie drażnią, u nas dość jest istotnych spraw do pokazania.
Masz rację Jotko, że te codzienne, wielodzienne informacje z brytyjskiego dworu mogły drażnić. Media zawsze ciągną “klikalne” tematy. Teraz na tapecie jest książ…, a nie, przepraszam – król Karol 😉 Ale już z oszczędnym umiarem.
W pełni podzielam Twoje myślenie i refleksje na temat Anglii oraz Królowej. Dodatkowo smuci, że wraz z Elżbietą odeszła część rzeczywistości, którą znamy i w której upływało nasze życie. Już nie będzie tak samo pomimo zachowania ciągłości Monarchii i zachowania tradycji. Królewski dwór może i jest anachroniczny ale dla mnie stanowi miłą odskocznię od szerzącego się prostactwa i zwykłego chamstwa.
Tak. Doskonale to podsumowałaś, Bet.
To prawda, że wszystko co piękne przemija. Przeminęło piekne lato…. i nadchodzi smutna jesień…..
Jeszcze, jeszcze na razie złota, ale już niedługo.
Nie cierpię jesieni. Nawet ta piękna jest zwiastunem nadchodzącego końca.