W zeszłorocznej edycji budżetu obywatelskiego naszego miasta w mojej dzielnicy wygrał projekt rewitalizacja skweru. Pamiętający czasy głębokiego PRL-u skwer miał uzyskać nowe chodniki, jaśniejsze oświetlenie, drzewka i krzewy oraz, o zgrozo, umiejscowiony z boku, na terenie nie kolidującym z ławkami, krzewami i drzewkami – wybieg dla psów. A że głosowaliśmy na ten projekt w październiku 2017 roku, to jak zawsze już rok później w październiku 2018 (nomen omen tuż przed wyborami samorządowymi) kandydat na radnego ogłosił jego realizację.
Zaczęły się spekulacje w komentarzach pod postem na fb.
„Wiadomo, przed wyborami to się realizuje, a ludzie czekają cały rok”. Choć co roku czekają cały rok.
„A to nie ma to już innych projektów, tylko wybieg dla psów robić, co to, psy od ludzi ważniejsze?”
„Ławki byście zrobili (są w projekcie), a nie wybieg, kundle tylko sr…ą gdzie popadnie, sprzątać nie ma komu!”
„On to teraz pokazuje, że coś niby robi, bo to przed wyborami, a potem to guano zrobi, zobaczycie.”
I tak dalej i tym podobnie.
I owszem realizacja rozpoczęła się chyba dwa dni przed wyborami. Przyszli panowie, rozkopali skwerek, zmienili go w plac budowy z nieodłącznym toitoiem stojącym na jedynym zielonym nie zrytym koparką kawałku. Noo, pomyślałam, rozgrzebali przed wyborami, ciekawe, czy po niedzieli wrócą. I miło zostałam zaskoczona, bo owszem, wrócili i wracali tak każdego dnia, spiesząc się wyraźnie by zakończyć pracę przed świętem niepodległości. Udało się.
Skwerek gotowy, latarnie świecą, ławki też stoją, krzewy i drzewka zasadzone. Nie ma się o co przyczepić. A jednak.
– Mogliby plac zabaw dla dzieci zrobić, a nie dla psów, kto to widział plac dla psów, haha i po co to komu. /Place zabaw dla dzieci na osiedlu są dwa./
– Krzewy nasadzić, albo te, o, drzewa, a nie ogrodzenie dla psów. /krzewy i drzewka, zgodnie z projektem, nasadzone/
– Właśnie i ławki, ławek więcej. /?/
I wreszcie pada argument obowiązkowy:
– Panie, po co ten wybieg dla kundli, tylko zasr…ą wszystko, a sprzątać, to nie ma komu. – mówi Etatowy Narzekacz Osiedlowy
– No niekoniecznie – odpowiada mój znajomy. Teraz zasr..ać będą przynajmniej w części wybieg, a nie osiedle.
Cisza. Osiedlowy Narzekacz musi znaleźć nowy argument. Wtedy odpowie.
- – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
P.S. Od kiedy sprzątanie po swoim psie jest wreszcie obowiązkowe i grozi (często iluzorycznymi, ale jednak) karami, ilość niespodzianek przyklejających się do buta zmalała, w każdym razie na moim osiedlu, w stopniu znacznym. Nawyk sprzątania w narodzie rośnie, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że choćby twarde dowody na dobre karmienie swoich pupili usuwało z trawników i alejek 99,9 % właścicieli psów, nieśmiertelne zdanie o niesprzątaniu po zasr…ch kundlach nadal będzie koronnym argumentem całkowitego usunięcia zwierząt z przestrzeni publicznej. …Lub po prostu wspaniałym tematem na odreagowanie podłego humoru i osłodzenie bólu egzystencjalnego.
P.S.1 Mam psa i sprzątanie po nim uważam od lat za oczywistość.
Nie lubię wulgaryzmów. Jednak nie mogłam ich w tym poście uniknąć.
Czytajcie zatem drodzy czytelnicy między kropkami 😉
U nas niestety mało kto sprząta po swoim psie, czasami chodzi dwóch panów ze specjalnym odkurzaczem, ale na tak wielkie osiedle to zbyt mało.
Są punkty pobierania woreczków , ale też za mało. Wybieg dla psów to rozumiem, bo u nas zrobiono toaletę dla psów, mikro rozmiarów i widywałam właścicieli, którzy usiłowali namówić swoich pupili do korzystania… marne szanse.
Najmniej sprzątają po psach właściciele naprawdę dużych psów i to jest najgorsze…
No widzisz, a na naszym wybiegu o dziwo też sprzątają po swoich psach. Tak więc i tam czysto.
Dobrze, że dinozaury po osiedlach nie spacerują…
Albo słonie 😉
Jak ja marzę o wybiegu dla psów chociaż psiaka nie mam. Mam za to dzikie wybiegi i kupy na każdym zadeptanym”niby trawniku”. A na osiedlu działa oddział Związku Kynologicznego…
Ja nie wiem, czy to moje osiedle takie wyjątkowe, choć to zwykłe blokowisko pamiętające PRL, ale kiedyś na każdym trawniku czyhała niespodzianka, a teraz czysto. Na wybiegu też.
obserwuję nieszczęśliwych posiadaczy psów – nie mają ochoty z nimi chodzić. zdrowia nie mają wstawać i pozwolić psu na uczciwy spacer. zwierzęta się męczą wraz z właścicielami. a pies swoje zrobić musi. mało kto sprząta. mam jednego sąsiada, który jak idzie na spacer z psem, to przynajmniej na godzinę, żeby się zwierzę wyszalało i spokojnie wypróżniło. nie pod oknem, tylko gdzieś na łąkach. reszta psów na swoje nieszczęście dorosła i przestała cieszyć, więc jest “wysrywana” na wyścigi w najbliższym bramy miejscu i czasami pieski muszą poczekać, aż panisko papieroska dopali, bo gdyby nie palił, to już dawno byłyby w drodze powrotnej.
Bywają i tacy, nie powinni mieć nawet świnki morskiej.
Ja i wielu moich znajomych należymy do tych i szczęśliwych i sprzątających 🙂
Takich narzekaczy i malkontentów wszelkiej maści było jest i będzie aż za dużo. Fajnie, że skwerek jest skończony – nic tylko używać!;)
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Używamy z przyjemnością. I widzę (z okna), że wybieg cieszy się wielką popularnością, brakowało u nas takiego obiektu.
Witaj Aniu 🙂
Kurcze jak mnie śmieszą tacy narzekacze, im nigdy nie dogodzisz, jak im się tak chce zatruwać sobie i innym życie.
Fajnie, że macie taki osiedlowy skwerek dla pupili, jestem jak najbardziej za, przecież to też są żywe stworzonka i chcą mieć godne warunki, a skoro ludzie poprzez posiadanie ich poniekąd zaspakajają swoje zachcianki, to powinni również zadbać o swoje zwierzaki 🙂
Z tym sprzątaniem to już bywa różnie, przynajmniej u nas, my jak gdzieś szliśmy z Szilką na miasto zawsze mieliśmy woreczek ze sobą, a że koszy brak to już inna sprawa i często skarby wracają z nami i lądują w domowym koszu 🙂 Dobrze, że mamy swoją działeczkę i Szilka się spokojnie załatwia, a mąż potem z wiadereczkiem chodzi i zbiera diamenty 😀
Ściskam Cię Aniu ciepło 🙂
Witaj Gabuniu 🙂
Miło Cię znów widzieć w blogosferze 🙂
Niestety nie każdy sprząta, właśnie opisywałam przed chwilą scenkę ucieczki pewnej paniusi z pieskiem, przed podanym przeze mnie woreczkiem 😉
Co do koszy, to bywa i tak, że idziesz człowieku ze skarbem w woreczku kilka przecznic w poszukiwaniu zaginionego kosza 😉
Pozdrawiam serdecznie Agnieszko 🙂
Wprawdzie jestem okresowo opiekunką pieska, jednak nie wyobrażam sobie żeby po nim nie sprzątać. Nie mogę się też nadziwić ludziom, którzy stoją obok swoich psów i niemal z dumą przyglądają się, jak się one załatwiają. Po czym odwracają się na pięcie i odchodzą. Chciałoby się wtedy naśladować Adasia Miauczyńskiego z “Dnia świra”.
Jeśli piszesz o pójściu pod okno w wiadomym celu, to jestem za 😀
U nas jednak naprawdę większość ludzi sprząta.
Natomiast widziałam taką scenkę na mieście. Panienka idzie sobie z pieseczkiem, piesek przykuca na środku chodnika, panienka odpina smycz i znika za rogiem. Piesek kończy i biegnie za nią. Specjalnie poczekałam i poszłam za pieskiem. Dziewczyna zapięła smycz i jakby nigdy nic chciała ruszyć. Podałam woreczek (zawsze mi się gdzieś jakieś po kieszeniach plączą). Dziewczyna z burakiem na twarzy zwiała niestety, ciągnąc psiaka za sobą. Za stara jestem, by biegać.