– Mamooo, a Majka powiedziałaaa, że Mikołaja nie maaa i że tylko głupie dzieci w niego wieeerzą. – Córeczka spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. -I Majce mama kupuje prezentyy. Idą razem do sklepu i Majka sama sobie wybiera co chce, a nie zdaje się na głupie pomysły rodziców, co się głupio przebierają. Tak Majkaa powiedziałaa. Mamoo, Mikołaja naprawdę niee maaaa?! – rozpłakała się na dobre moja mała córeczka.
– A ty byś chciała – zaczęłam, ostrożnie dobierając słowa – tak jak Majka, wybrać sobie sama prezent?- sondowałam delikatnie.
– Nieee. P..p..przecież to Mikołaj przynosi prezentyyy, prawda mamooo??
– No pewnie – uśmiechnęłam się do niej. – Wiesz, on przychodzi tylko do tych dzieci, które w niego wierzą. I dlatego Majce mama musi prezenty kupować.
– Biedna ta Majka – powiedziała moja mała córeczka i przytuliła się do mnie.
Moja córka miała wtedy chyba 9 lat i po raz pierwszy tak mocno zetknęła się z cynicznym materializmem tego świata. W Mikołaja wierzyła jeszcze jakieś dwa lata, powoli i bezboleśnie przechodząc ze stanu “wiary najprawdziwszej”, przez powątpiewanie, aż do całkowitej realności. Ale do tej pory w noc z 5 na 6 grudnia podkładamy sobie cichutko prezenty, które oczywiście „przynosi Mikołaj”. My, rodzice naszej dorosłej córce, a nasza dorosła córka – nam.
Musimy, bo przecież do dzieci, które nie wierzą – Mikołaj nie przychodzi 😉…Chyba, że jednak przyjdzie?
………………………………………………………………………………………………………….
A Wam przydarzyła się jakaś ciekawa mikołajkowa przygoda? Wierzyliście w św. Mikołaja? A może przyłapaliście rodziców na niecnym procederze podkładania prezentów? Może opowiecie o tym w komentarzach?
…Mam jeszcze w zanadrzu opowieść o Nocy Wigilijnej, ale to już zupełnie inna historia…
………………………………………………………………………………………………………….
P.S. Dziękuję Gabuni – wczorajsza rozmowa pod Jej mikołajkowym postem natchnęła mnie do opowiedzenia tej historyjki.
niedawno miałam rozmowę z 6 letnim siostrzeńcem na temat Mikołaja, zapytał mnie wprost czy istnieje, przez chwilę się zastanawiałam czy jest sens podtrzymywać te wiarę, ale jakoś nie miałam serca. Niech dzieciństwo trwa jak najdłużej!
Niech trwa, powiem więcej, Ci w których wewnętrzne dziecko całkowicie dorosło, to smutni, szarzy ludzie 🙂 Pozdrawiam.
Przygody mikołajkowej nie miałem, ale za to przypomniał mi się stary feministyczny dowcip:
Dwóch braci wracało ze szkółki niedzielnej, w której słyszeli kazanie o szatanie. Jeden z nich zapytał:
– No i co myślisz o całym tym szatanie?
– Pamiętasz, jak to było ze świętym Mikołajem? – odpowiedział drugi – To pewnie po prostu nasz tata.
Uśmiałam się :))) Dziękuję Bojo 🙂
Co ja się naszyłam stroju żeby był najprawdziwszy na świecie ;)) zatrudniłam nawet najprawdziwszą krawcową 😀 ale trud się opłacił i czegóż tam nie było i czapa peruka okulary płaszcz i peleryna a nawet laska i worek .. no i broda .. wszystko jak się patrzy doskonałe a nie jak to zwykle bywa z fizeliny i marketu .. trud sie opłacił .. nasz syn po powrocie pewnego razu z imprezy mikołajkowej przedszkolnej powiedział .. wiesz mamo .. ten mikołaj w przedszkolu to jakiś sztuczny i przebieraniec bo miał brodę na gumce i wszystko było widać .. ten który przychodzi do nas jest prawdziwy 😀 .Innym razem strój został wypożyczony do zakładu pracy męża na mikołajki , gdzie również był nasz syn i tak oto zdarzenie to upewniło tylko młodego że jest to ten najwłaściwszy , jedyny Mikołaj skoro wszędzie jest tak samo ubrany ;)) .Wiara w Mikołaja jeszcze nikomu nie zaszkodziła .. jest piękna i spełnia marzenia dzieci .. które właśnie tak bezboleśnie , w ramach dojrzewania powinny przechodzić z wiary .. w to leciutkie przymrózenie oka .. a tak w ogóle kto powiedział że Mikołaja nie ma .. Pisząca te słowa wierzy że istnieje i oczekuje go jutro od wczesnego ranka ;)))) Przytulam Moja Aniu :*
Ach te przygotowania.. 😉 Mikołaj z sercem stworzony, to prawdziwy Mikołaj i nijak mu do marketowych 😀 A Ty Slojko na pewno doczekałaś się 6 grudnia na Mikołaja, bo on przychodzi do tych, którzy w niego wierzą 😉 Buziaki :*
Wiara w Swiętego Mikołaja przynoszącego prezenty jest najpiękniejszym wspomnieniem dzieciństwa.
Bardzo długo w niego wierzyłam. Dopiero jak na wiosnę któregoś roku znalazłam w kieszeni płaszcza Mamy swój niewysłany list do Mikołaja…. to się załamałam.
Potem było podobnie z synami.
A teraz starszy wnuk mnie poinformował, że Mikołaja przecież nie ma.
Tylko jeszcze młodszy wierzy.
To znalezienie listu, to musiało być straszne przeżycie 🙁 Mój mąż, gdy był mały znalazł w szafie prezenty, przygotowane na mikołajki. I po dziecięcych marzeniach przejechał traktor 😉
Biedna dziewczynka, z takim podejściem do życia…
My cały czas, mimo mikołajkowej wiedzy, podrzucamy sobie coś do butów, gorzej z synem, bo przebywa poza domem, ale pewnie zamówienie realizuje jego partnerka?
Do dziś pamiętam swoje rozczarowanie, gdy okazało się, że za Mikołaja przebrał się sąsiad… nic już nie było takie samo 😉
Nasz syn długo wierzył, tym bardziej, że napisaliśmy list do Laponii i po 2 miesiącach przyszła z krainy Mikołaja odpowiedź, w wielkiej kopercie, bardzo ozdobionej, na firmowym papierze…to była radość!
u nas – żeby tradycji stało się zadość – moi chłopcy, choć to już prawie faceci – dostają na mikołaja kalendarze adwentowe 😉
Moją opowieść już znasz 🙂 Bardzo dziękuję Ci za pochlebne słowa w moim imieniu, cieszę się, że natchnęłam Cię do opisania tej historii 😉 Dobrze jest wierzyć, bo bez tego chyba życie nie miałoby sensu. To miłe, że w dalszym ciągu tak rodzinnie podtrzymujecie tą tradycję Świętego Mikołaja. My robimy sobie gwiazdkę, bardzo lubię ten widok choinki, a pod nią różne kolorowe prezenty 🙂
Tak, marzenia są bardzo ważne, bez nich życie byłoby nudne, prawda 🙂 Dopóki jesteśmy, staramy się podtrzymywać tradycje i zwyczaje i… I to ja Ci dziękuję, Gabuniu 🙂
Naprawdę nie pamiętam czy wierzyłem w Mikołaja czy nie. Natomiast dobrze pamiętam tę wigilię, gdy uznano mnie za “dorosłego” – miałem może 13-14 lat. Wtedy też dostałem dorosłe prezenty i straszliwie zazdrościłem moim młodszym siostrom. A Potem cykl się powtórzył i mogłem obserwować zakłopotaną minę mojego siostrzeńca, które dostał już dorosłe prezenty, a jago młodsze siostry traktowano jeszcze jako dzieci.
To musiało być bolesne przeżycie. Pamiętam, jak po raz pierwszy musiałam ustąpić młodszej kuzynce w pełnieniu funkcji “aniołka”, czyli wyciąganiu spod choinki prezentów i uroczystym odczytywaniu imion. Bo ona właśnie nauczyła się czytać! Poczułam się taka stara 😉
Dziękuję wszystkim za podzielenie się ze mną swoimi wspomnieniami 🙂 To była ciekawa i miła lektura. Mam nadzieję, że byliście grzeczni i dostaliście od Mikołaja górę prezentów 😉 Pozdrawiam 🙂
Moja wiara w Mikołaja była bardzo silna, nie chciałam przyjąc do wiadomości wersji z rodzicami, bo wówczas musiałabym zrezygnować z marzeń o znalezieniu pod choinką statku kosmicznego… W końcu jednak musiałam zmierzyć się z rzeczywistością, ale to nie było łatwe. Chyba do dziś wolę wierzyć w magię 😉
Bo marzenia to wspaniała rzecz 🙂
Już kiedyś pisałam o tym na blogu – u nas prezenty w wigilię przynosi Aniołek, po kolacji otwiera się okna i wychodzi z pokoju, żeby skrzydlaty posłaniec mógł spokojnie wlecieć i zostawić podarunki. Nawet jak już w dziecięcej główce pojawiły się pewne wątpliwości, to jednak to mroźne rozgwieżdżone niebo w szeroko otwartych oknach i blask choinki miały taką magię, że człowiek tak do końca nie był pewien jak to naprawdę jest…
O! W moim domu rodzinnym też Aniołek przynosił prezenty. I też otwierało się okno. Przeniosłam te tradycje na nowe, dorosłe mieszkanie powierzając tajemnice aniołka swojej córce. Ciekawe, czy poniesie ją dalej…
W biografii Jerzego Pilcha był fragment o tym, jaki niesamowity żal miał mały Jerzyk do swojej babki, która kazała mu pakować prezenty i opisywać je imionami, odzierając go tym samym z dziecięcej wiary w Mikołaja…
Więc chyba rzeczywiście nie warto przyspieszać momentu, w którym dziecku zostaje zdradzony wielki sekret pochodzenia prezentów…
To prawda. Pamietam płacz mojej córki i rozpaczliwa próbę uwierzenia, że może.. jednak.. Pomogłam w utrwaleniu, zdemontowałam Majkowe gadanie i… uratowałam Mikołaja 😉 W każdym razie na jakiś czas 🙂
Pozdrawiam 🙂
Ja sobie przypominam 2 takie zdarzenia z Mikołajem… pierwsze jak mieliśmy pewnie z jakieś 4-5 lat kiedy przyszedł… ależ sie ho baliśmy 😀 pochowaliśmy się za kanapą i za nic nie chcieliśmy wyjść. A Mikołaj po rozdaniu w końcu prezentów, powiedział chwilę z rodzicami i musiał się tym bardzo “zmęczyć” bo czapki zapomniał 😉 potem, gdzieś tak w 2 klasie przyszedł do nas kolega i autorytatywnie stwierdził, że Mikołaja nie ma. Absolutnie było to niemożliwe bo przecież… Ale stanęło na tym, ze trzeba poszukać prezentów… i oczywiście znaleźliśmy. Ależ się mama wściekła jak po powrocie z pracy zastała nas bawiących się tymi autkami. Zabrała prezenty i stwierdziła, że nic nie dostaniemy w takim razie, a kolega uciekł jak najszybciej… prezenty jednak dostaliśmy ale skończyła się wiara :'(
A cóż to za Mikołaj był 😉 Rozumiem, że przez “zmęczenie” chcesz powiedzieć, że był procentowo niedysponowany? No, to ja się nie dziwie, że potem to mama musiała kupować wam prezenty. Wolała, żeby Mikołaj nie pustoszył rodzinnych piwniczek 😉