Kilka słów na zadany temat

Sporo mam do napisania, i to co najmniej na kilka tematów, jednak wena jak usiadła w kąciku, tak siedzi i wyciągnąć ją trudno. Zaparła się skubana i trzyma tego kąta jakby to była jakaś super miejscówka, a nie mroczny zakamarek umysłu.
To przez to, że dużo się u mnie podziało i niestety dzieje nadal. Czarna passa trwająca od drugiej połowy kwietnia nie odpuszcza. Ile razy sięgam po pióro i próbuję coś napisać, trudno mi sformułować i przelać na papier kotłujące się myśli, brakuje słów, chęć do pisania znika jak sen jaki złoty. Utkwiłam po uszy w bagnach marazmu i wygrzebać się nie mogę.
Ale próbuję. 

Na początek ponownie wezmę na tapet tabletkę antykoncepcji awaryjnej. Dlaczego? A o tym to później.
Portal Fronda wypluł czas jakiś temu artykulik o kobiecie, która w skrócie: w młodości „żyła w grzechu” (głównie chodziło o seks przedmałżeński, ale pojawiły się też i narkotyki), wreszcie dzięki wierze nawróciła się na właściwą ścieżkę, wyszła za mąż i zapragnęła dziecka. Jednak nie mogła zajść w ciążę. Lekarze twierdzili, że przeciwskazań zdrowotnych, które mogłyby być przeszkodą, nie widzą żadnych. Pani wykoncypowała sobie zatem, że powodem tego stanu rzeczy jest jej poprzednie grzeszne życie ze szczególnym uwzględnieniem popełnienia potwornej zbrodni – „zamordowania w łonie własnego dziecka”. „Zamordowała je” zażywając tabletkę antykoncepcji awaryjnej.
Po latach kajania się, leżenia krzyżem, nocnych modłów i uczestnictwa w najprzeróżniejszych obrzędach… wreszcie „duch święty uzdrowił jej łono”. I chałwa mu. Zaszła w ciążę, bo bóg jej wybaczył.

rys. malykub


Po przeczytaniu tej swoistej spowiedzi pełnej samobiczowania i oblepiających czarną mazią kąpieli tej pani w wyciskającym wszelkie soki żywotne irracjonalnym poczuciu winy, które sama z zapałem projektowała, myślę że to wszystko miało niebagatelny wpływ na jej zdrowie, zarówno psychiczne, jak i fizyczne. 
Autentycznie żal mi tej kobiety, bo to, co przeszła w czarnych zakamarkach własnej duszy było straszne.
Naprawdę nie mam nic do tego, kto w co czy kogo wierzy, ale tu ewidentnie stało się dużo złego właśnie z powodu wiary. Bardzo dużo złego zadziało się też przez zakłamaną manipulację na temat tabletki „dzień po”, choć był to tutaj jedynie wierzchołek góry lodowej. 
Dlaczego rzetelne przedstawianie faktów i dementowanie mitów oraz kłamstw jest ważne? Ot, choćby dlatego. 
Popełniłam już czas jakiś temu felieton na temat tabletki „dzień po”, dementując owe mity i przedstawiając, mam nadzieję, dość przejrzyście, prawdziwy mechanizm działania „Tej Strasznej Pigułki”. Zgodnie z obietnicą odpowiadam teraz na komentarz, który pojawił się pod nim. Robię to w odrębnym wpisie, bo i temat jest dość obszerny, i moje gadulstwo pisarskie zbyt wielkie, by zmieścił się w małym okienku.

Ergo:
Temat antykoncepcji awaryjnej ukazałam oczywiście „z biologicznego punktu widzenia”, bo z biologicznego punktu widzenia jest najistotniejszy. Za dużo kłamstw i przeinaczeń narosło wokół tej pigułki. Kłamstw i przeinaczeń które miały i nadal mają REALNY wpływ na życie tysięcy kobiet. Dlatego uważam, że przynajmniej w kontekście przedstawianych faktów z dziedziny biologii, zamętnianie tematu swego rodzaju żonglerką semantyczną, czy też rozważania filozoficzne w rodzaju – człowiek być może zaczyna się na kilka miesięcy przed zapłodnieniem”, a może nawet „gdy kończy 18 rok życia”
jest nie tylko niepotrzebne, ale może być szkodliwe. 
Czy faktycznie antykoncepcja awaryjna jest sprawą niezwykle trudną i skomplikowaną z naukowego, socjologicznego, filozoficznego i teologicznego p. widzenia? Odpowiem tak – z punktu widzenia kobiety, której wszak wyłącznie(!) dotyczy i który to punkt widzenia powinno się właśnie dlatego w pierwszym rzędzie brać pod uwagę – jest prosta. Oczywiście można bawić się słowem i snuć rozważania. Ale dla kobiety to nie jest teoria. To część jej życia. Dla kobiety ważna jest możliwość podejmowania decyzji o własnej rozrodczości. Bo niechciana ciąża to nie jest żart ani semantyka. To realny problem. 

Czy dostępność tych środków powinna być warunkowana powiadomieniem o ich zakupie przez biedną duszyczkę organów władzy opresyjnej, jaką niewątpliwie nadal pełnią w naszym kraju parafie? Rozumiem, że hipokryzja może drażnić, jednak taki hipotetyczny ruch byłby jednoznaczny z całkowitym ubezwłasnowolnieniem kobiet z przemocowych środowisk katolickich/religijnych, którym i bez tego wyzwolić się z narzuconych „norm”, zakazów i nakazów jest ciężko. Odejście z każdego toksycznego środowiska jest bardzo trudne i szukanie tu winy u ofiar tego systemu jest nieporozumieniem.

Zgadzam się natomiast, że wypowiadać powinni się na powyższy temat przede wszystkim niezależni eksperci – ale niech to będą, na bór szumiący, lekarze i naukowcy! Nie filozofowie czy teolodzy dumający nad abstrakcyjnymi teoriami KIEDY zaczyna się życie. 

I tak, ja wiem, że „big pharma” robi na nas interesy odkąd istnieje medycyna. Ale po to są leki, by z nich korzystać, ulotki – by je czytać, a antykoncepcja, żeby ją, jeśli jest taka wola – stosować. Ciekawe, że największy niepokój związany ze zbyt częstym lub/i nieodpowiednim zażywaniem medykamentów kierowany jest przede wszystkim do kobiet i dotyczy stricte antykoncepcji. Mało kogo obchodzi choćby zastraszająca ilość spożywanych przez Polaków środków przeciwbólowych. Nikt się też nawet nie zająknie na temat faktycznie łykanych czasem przez nieodpowiedzialnych panów jak cukierki niebieskich tabletek, od których konar ma płonąć. Jakbyśmy to akurat MY czytać ulotek nie umiały. Taki żarcik.

Antykoncepcja, w tym i antykoncepcja awaryjna, to jeden z ważniejszych wynalazków współczesnej medycyny. Pozwala kobiecie decydować o własnej rozrodczości, uniknąć ewentualnej aborcji czy rodzenia, jak to drzewiej bywało – co roku.

Więc w czym problem? W tym, że chodzi o kobiety? Nie zauważyłam, by na forum publicznym debatowano nad rozrodczością mężczyzn, by głosowano nad zakazem spożywania Viagry, czy wykonywania zabiegów wazektomii (która, w przeciwieństwie do podwiązanie jajowodów, jest w Polsce bezproblemowo legalna), by ubolewano nad losami plemnika skazanego na śmierć poprzez masturbację.
Zatem?

…………………………………………………………………………………………………………………………..

Ten post napisać mi było łatwiej. Niejako obligowało mnie narzucone przeze mnie samą zobowiązanie.
Czy napiszę coś jeszcze? Postaram się.

15.10 mija rok od wyborów. 
Czy nic się nie zmieniło? Oczywiście, że się zmieniło. Naprawdę dużo się zmieniło. Jednak nie w kwestii praw kobiet. Aborcja NADAL nie jest legalnie dostępna.

Pozdrawiam czytających.


One thought on “Kilka słów na zadany temat

  1. Kiedyś wypowiadałam się, że jestem za aborcją, mimo że myślę iż początek każdego życia jest gdzieś tam zapisany ( nie tylko w genach) jeszcze zanim dojdzie do zapłodnienia, bo wcale to nie stoi w sprzeczności do ,,duchowego,/ filozoficznego/ itp., podejścia do życia. Dokonany wybór w kwestii mieć lub nie mieć, powinien być decyzją osobistą, a nie narzuconą odgórnie. Uzasadnienie może być i takie: skoro wszystko jest gdzieś tam zapisane, więc i dokonany wybór jest zgodny z przeznaczeniem.
    Inne ujęcie: skoro są tabletki gwałtu ( w nielegalnym obrocie) to tym bardziej legalne powinny być tabletki poronne.
    Wybór ( jaki by nie był) i jego konsekwencje i tak ponosi dana fizyczna osoba.
    Skoro w ujęciu materialno-życiowym mamy wolny( tak się mówi) wybór to musi być w użyciu kilka rozwiązań, a nie jedno- odgórnie narzucone.
    Gdyby ludzie ( wszyscy) żyli w zgodzie i dogadywali się- pewnych dylematów i wyborów by nie było. Ale wiemy jakie jest życie. Nie jest Rajem .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *