NIECH SIĘ ŚWIĘCI.

Stulecie Święta Niepodległości. Cały długi wiek minął właśnie od tak pozytywnych dla Polski skutków traktatu wersalskiego. Oczywiście, gdy od tej okrągłej liczby odejmiemy 5 lat okupacji niemieckiej, 45 lat okupacji radzieckiej, 5 lat rządów Bolka, 10 lat rządów postkomucha, 8 lat tłoczenia się świń przy korycie… to zostanie nam marne kilka latek.  

Wszak dopiero niedawno wstaliśmy z kolan i odbudowujemy Polskę w ruinę …yy to znaczy – z ruiny.

Może tym tłumaczyć należy organizowanie przez rządzących tego wielkiego święta jakoś tak niezdecydowanie, niepewnie, nieśmiało.

Miał być marsz i był marsz. Wielki, narodowy, pod wspólną, jak to przekonywał pan Morawiecki, flagą biało – czerwoną. A że tam i zielone flagi były i te czarne z ziemi włoskiej do Polski przybyłe, kto by tam się przejmował. Przecież najważniejsze, że wspólne, narodowe, patriotyzmem tchnące.

Szły więc przez stolicę  dwa marsze, a jakby jeden. Szli na przedzie rządowi notable i ich świta, szli dobijając do strefy buforowej Organizatorzy Naprawdę Rzeczywiści, szedł Kowalski z żoną i dziećmi i Seba w kominiarce z zapaloną racą, z której czerwony dym, symbol patriotyzmu na miarę obecnych czasów, snuł się nad Warszawą…

Były i okrzyki różnorodne, tak jak różnorodny w swej strukturze był marsz. Więc prócz „jeszcze Polska..” składano także Tefałenowi życzenia urozmaicenia pożycia intymnego, martwiono o prawa do poruszania się cyklistów, proponowano wprowadzenie do intensywnego użytku prostych narzędzi robotniczo – chłopskich.  Zastanawiano się również nad innowacyjnym ozdobieniem gałęzi drzew… W pojawiających się hasłach nie można nie zauważyć szczególnego upodobania skandujących do koloru czerwonego. Co przy dominującej kolorystyce dymów z patriotycznych rac stanowiło miłe w swej konsekwencji połączenie obrazu z dźwiękiem.

Na szczęście w wielu innych polskich miastach obchody nie obfitowały w tak ciekawe wydarzenia. Było spokojniej, mniej dymnie, bardziej prawdziwie biało – czerwono i radośnie.

Wyjątek stanowi tu Wrocław, gdzie gier i zabaw integracyjnych dostarczali mieszkańcom mili chłopcy w kominiarkach a były ksiądz, niczym prawdziwy wódz dumnego narodu niemiec.., przepraszam – polskiego, nawoływał do świętej wojny.

Wracając do Warszawy, w Marszu Niepodległości oczywiście nie maszerowali sami faszyści, naziści i patrioci wyklęci. To tylko cząstka całego święta, które było także radosnym przeżyciem dla wielotysięcznego tłumu Polek i Polaków chcących uczcić Święto Niepodległości.

Należy jednak pamiętać, że obrazek maszerujących rodzin z dziećmi, tak promowany przez rządzących, ma dwa oblicza. Bowiem zdarzały się wśród nich i takie rodziny, które ochoczo podchwytywały radosne okrzyki pseudopatriotów, i dumni ojcowie uczący swoje dzieci „patriotyzmu” przy pomocy haseł pełnych agresji, rasizmu, nietolerancji.

Staje mi przed oczami doskonale Wam zapewne znana, budząca dreszcze scenka z festynu rodzinnego w pewnej niemieckiej wsi.

Entuzjastami idei austriackiego malarza byli przecież zwykli Schmidtowie, Müllerowie, Braunowie…
Chichot historii? Mam wielką nadzieję, że nie zmierzamy jako kraj w tym kierunku. Skojarzenia jednak nasuwają się same.

Na razie jednak niech się święci nam stulecie odzyskania niepodległości. Oby trwała kolejne sto, dwieście, trzysta lat. Bez historycznych zawirowań i huraganów, w pokoju i tolerancji wobec innych poglądów, orientacji, ras.

Wszystkiego najlepszego – Polsko.

 


10 comments on “NIECH SIĘ ŚWIĘCI.

  1. Ktoś życzył Polsce zgody i pojednania, ale gdy patrzę i słucham co dzieje sie dookoła, to obawiam sie, że życzenia pozostaną życzeniami na drugą setkę…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *