Zakończył się, lub jak mówi Iwona Hartwig, został zawieszony, protest osób niepełnosprawnych i ich opiekunów w sejmie. Trwał 40 długich, ciężkich dni. Przez ponad miesiąc okupowały matki 68 metrów kwadratowych posadzki sejmowej. Przez ten czas spływały do Nich słowa wielkiego poparcia, ale też i obrzydliwego hejtu. Przynoszono dary, przysyłano pocztówki, ale i uprzykrzano, na polecenie marszałka Kuchcińskiego, życie. Uniemożliwiono wizyty u protestujących, zamieniając sejm w oblężoną twierdzę. Nie przepuszczono nawet Wandy Traczyk – Stawskiej, uczestniczki powstania warszawskiego i Janiny Ochojskiej, szefowej Polskiej Akcji Humanitarnej. Ta druga skomentowała żartem, że łatwiej jej było się dostać do oblężonego Sarajewa. Przestano dostarczać pocztówki, ba te już wiszące próbowano zedrzeć. Podczas szczytu NATO odgrodzono protestujących kotarami. Ta swoista zasłona wstydu stała się symbolem rządów PiS. Ukryć to co niewygodne, udać, że nie istnieje, stosować metodę uników – oto polityka naszego rządu, nie tylko przecież w tym jednym aspekcie.
Na koniec zaczęto porcjować świeże powietrze, odmówiono korzystania z windy, prysznica, wydzielono godziny wyjścia i czas na papierosa, wygoniono dziennikarzy i odłączono 24 godzinną kamerę TVN-u, która była tu przez cały czas za zgodą matek oraz zabroniono korzystania z sali z telewizorem. Opustoszał hol, matki i ich niepełnosprawne dzieci zostały same, praktycznie odcięte od świata, bez – tak je przecież motywującego, poparcia z zewnątrz..
Sposób w jaki postąpiono z protestującymi to wzorzec z czasów dawno minionych. Cała ta retoryka, którą przez czas trwania protestu posługiwał się rząd nasuwa takie same skojarzenia. Pogarda, próba złamania psychicznego poprzez szykany i ograniczenia oraz plugawe komentarze w sieci z opłaconych fejkowych profili. Niestety nie tylko z takich, bo część ludzi realnie istniejących postępowała podobnie. Nie mnie ich sądzić, ale często były to wpisy pełne jadu i kompletnego braku rozumienia tej sytuacji.
Pisano, że przywódczyni strajku jest bogata, zatem pazerna. Wyliczano wycieczki i pomalowane paznokcie. Pisano, że za dręczenie swoich dzieci matki powinny iść do więzienia i zostać pozbawione władzy rodzicielskiej. Obrzydliwych komentarzy pełnych niecenzuralnych i wstrętnych słów już przytaczać nie będę.
Nie wiem ile pieniędzy ma Iwona Hartwig i czy jest pazerna. Ale myślę, że te marne 500 złotych, jeśli nie jej nawet, to przydałoby się wszystkim tym matkom, które ledwo wiążą koniec z końcem. Choć dodałabym kilka innych postulatów, w tym taki, by opiekunowie osób niepełnosprawnych pobierający świadczenia mieli możliwość pracy zarobkowej, by dorobić choć na ćwierć etatu do domowego budżetu. Rząd proponował cewniki i pampersy, byle nie gotówkę, w wielkim strachu, że wydadzą te pieniądze pazerne i nieodpowiedzialne matki na kosmetyczkę, czy hybrydowe paznokcie. Nie wziął zupełnie pod uwagę, że nie wszystkie osoby niepełnosprawne potrzebują wózków, cewników, pampersów i innych artykułów medycznych. Propozycja natychmiastowego bezkolejkowego dostępu do specjalistów i rehabilitantów natomiast, to absurd, musieliby ich bowiem chyba najpierw sklonować. W aptece bez kolejki? Wolne żarty. Osoby niepełnosprawne mają już przecież taki przywilej, a i kolejek w aptekach już raczej zwykle nie ma. To nie są, drogi rządzie czasy PRL, w którym mentalnie tkwisz, gdy stało się godzinami po watę. To nie te czasy. I co ciekawe rządu nie obchodzi w jaki sposób i na co pożytkowane jest przez rodziców „pincet plus”. Nie neguję przy tym, że wielu rodzinom jest ta dodatkowa kwota realnie potrzebna, ale nie wnikają rządzący w rodzaj jej wykorzystania, natomiast bardzo się interesują na co ewentualnie wydaliby 500 złotych niepełnosprawni.
Ten jeden marny postulat potraktowany został przez rząd jak bariera nie do przeskoczenia, jak sprawa honorowa, by nie ustąpić, choć o honorze raczej trudno tu mówić. Ustąpienie najsłabszej grupie społecznej było ponad siły rządzącej partii. Protest nazwano politycznym, ponieważ protestujących poparli posłowie opozycji, tu pozwolę sobie zacytować przeczytany gdzieś komentarz: „grzejąc się ohydnie w blasku ich sławy”. Nagłaśniano to jako oburzającą hipokryzję i ohydną zagrywkę polityczną opozycji. Zapomnieli posłowie PiS-u, jak to było podczas protestu w sejmie w 2014 roku. Jak zagrzewali wtedy do walki, pomagali, wspierali, szeptali do uszu zapewnienia, że gdy oni wygrają, to spełnią wszystkie postulaty i pomogą realnie, a nie tylko obiecywać będą jak obecny (wtedy) rząd.
Po czterdziestu długich dniach protest został zawieszony. Nie przyniósł oczekiwanego porozumienia, ale spowodował, że o niepełnosprawności zaczęto mówić. Wielu ludzi po raz pierwszy w życiu dowiedziało się o problemach z jakimi borykają się ludzie niepełnosprawni i ich opiekunowie. Niepełnosprawność stała się tematem medialnym. Opisywano, pokazywano, prowadzono wywiady. Ona sama i wynikające z jej powodu bariery wzniosły się na wyżyny bohaterstwa. Matki dzieci niepełnosprawnych, do tej pory nie zauważane, i w dużym stopniu ignorowane, stanęły w świetle fleszy.
Nie zawsze była to uwaga pozytywna. Pisałam już o hejcie, ale chcę dodać coś jeszcze. Byłam świadkiem rozmowy jaka toczyła się z jedną z matek. Jej dorosła, niepełnosprawna umysłowo córka ma mentalność małego dziecka, ale niestety wagę i siłę dorosłej osoby. Cierpi przy tym na cukrzycę i zaburzenia łaknienia. Nie zawsze udaje się zdążyć z powstrzymaniem jej od chociażby wylania komuś soku lub złapaniem w łapkę jedzenia. Nikomu nie robi krzywdy, nie jest agresywna, wroga, czy niebezpieczna. Za każdym razem, gdy taka szkoda się wydarzy, a wierzcie, że nie jest to spowodowane brakiem opieki, jej Mama przeprasza i oferuje zwrot pieniędzy za poniesioną stratę, porwaną drożdżówkę, czy wylaną colę… Jeszcze nigdy nie spotkała się, by ktoś tego zwrotu zażądał. Ludzie traktują takie wypadki raczej w aspekcie humorystycznym, ale zawsze jest gotowa ponieść wszelkie koszty.
I ta właśnie Mama usłyszała od pewnej pani, aktywistki i obrończyni demokracji, że w takim razie nie powinna z córką chodzić tam, gdzie są ludzie. Ba, uważa ona, że nie ma potrzeby mówienia społeczeństwu o problemach osób niepełnosprawnych, ponieważ ludzie nie chcą o tym wiedzieć…. Dla mnie, siostry nieżyjącego już niepełnosprawnego intelektualnie brata, brzmi to po prostu strasznie i stuka mi od kilku dni piłeczką pingpongową po wnętrzu czaszki. Jeśli ja to tak odebrałam, to jak czuć się musi ta Mama. Cios w tej wypowiedzi, propozycja faktycznej izolacji Jej i córki od zdrowego społeczeństwa tym cięższe są do przeżycia, że przyszły z najmniej spodziewanej strony.
Wiem, że ludzi nie obchodzi, choć właśnie okazało się, że choć na moment (?), problemy osób niepełnosprawnych stały się przedmiotem rozmów, dyskusji, a nawet troski. To, że ktoś „sobie nie życzy” nie spowoduje, że magicznie znikną, takie słowa generują natomiast chęć podziału. Już w pewnych kręgach stosuje się kategoryzację na białych i „kolorowych”, na katolików i „niekatolików”, na „lepszy” i „gorszy sort”… Mówienie o ludziach chorych JEST potrzebne, pokazywanie ich, JEST potrzebne. Dyskutowanie o ich problemach JEST potrzebne. Izolacja, ukrywanie i próba zapomnienia, to przecież to, na co skazywano takie osoby w PRL –u. Ile widzieliście wtedy na ulicach osób niepełnosprawnych? Ile organizowano paraolimpiad, czy innych wydarzeń w których swobodnie mogli uczestniczyć? Szkoły integracyjne? Pochylnie dla wózków, windy… To wszystko było wtedy utopijnym marzeniem. Teraz PiS znów chce wtłoczyć chore dzieci w ramki przypisane im chorobą. Zabierać ze szkół, choć wiemy jak wielką mają, tak jak i każde inne dziecko, potrzebę przebywania wśród rówieśników i jak ważny jest to czynnik prawidłowego rozwoju.
A owa pani? Chcę wierzyć, że źle zrozumiała, lub źle zrozumiana została. Naprawdę chcę.
Na zakończenie jeszcze zapytam. GDZIE była Kaja Godek podczas tego strajku? GDZIE byli „obrońcy życia poczętego” lecz już nie urodzonego? To pytanie retoryczne, ale znam już na nie odpowiedź. Przez czterdzieści dni nikt nic nie wspominał o przygotowaniach do ponownej batalii o zakaz aborcji w przypadkach ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Teraz, gdy strajk zakończony, już mogą. Zbigniew Ziobro, prokurator generalny zajął stanowisko w sprawie skierowania wniosku do Trybunału Konstytucyjnego. Oczywiście pozytywne. A profesor B. Chazan wraz z Ordo Iuris chcą ograniczenia dostępu do antykoncepcji. Dziś zaprezentowano projekt ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania. Wejście w życie tej ustawy oznaczałoby, że odmówić wykonania zawodu będą mogli nie tylko lekarze, ale również farmaceuci, felczerzy, pielęgniarki, położne, a nawet właściciele aptek i diagności laboratoryjni.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Dziękuję stronie Farfotzle za możliwość wykorzystania grafiki ilustrującej post. Zachęcam do zajrzenia, warto 🙂
Trzeba za wszelką cenę wykazać, że program 500+ działa cuda bo jak na razie nie mnożymy się jakby tego sobie życzył PiS i kościół.
Malykub przeczytałeś tylko podsumowanie? 😎
Na ten cały hejt jest jedna odpowiedź – to zamieńcie sie z nimi choćby na tydzień, kto nie miał do czynienia z codziennym życiem takich rodzin, niech nie zabiera głosu, nie ma do tego prawa.
Obrońcy życia bronią życia do narodzin, potem już nie…nawet Irlandia zrobiła krok naprzód, a my chcemy się cofać. Brak słów…
Obrońców poczętego nie było przy strajkujących, nie widać ich w hospicjach, domach opieki, przy samotnych matkach, by zyskały chwilę wytchnienia. I
Irlandia. Irlandia nie jest już podobno krajem katolickim 😉 W każdym razie według niektórych. Nie lubimy już Irlandii 😉
Pozdrawiam Jotko 🙂
Jakże gorzko i wręcz okrutnie zabrzmiała dziś wiadomość o podpisaniu ustawy wprowadzającej w życie wypłaty wyprawki szkolnej 300 zł dla każdego dziecka. Nie mogę przełknąć tego bez bólu.
I znowu zrobili to, co z 500 plus. Kiełbasa przedwyborcza. Najsłabsza grupa społeczna na wsparcie natomiast nie zasługuje. Słabi z nich wyborcy.
Słyszałam też, że wyprawka nie będzie dotyczyć dzieci z Domów Dziecka. Jeśli faktycznie, to powód oczywisty – nie mają rodziców, których można przekupić :/
Cieszę się, że znów do mnie zajrzałaś 🙂
Pozdrawiam serdecznie.
Zaglądam regularnie, ale nie zawsze mam coś niegłupiego do powiedzenia:))
Zastanawiam się tylko co dalej… I czarno to widzę…;/
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Niestety nie widzę światełka w tunelu.
Pozdrawiam Agnieszko 🙂
Oj napisałam długi komentarz i gdzieś zniknął. Cóż, napiszę tylko, że podobnie jak zastanawiałam się, gdzie w tej sytuacji jest pani Godek. Widocznie tylko dzieci świeżo poczęte ją interesują. Po narodzinach traci zainteresowanie.
Hipokryzja level hard – jakby powiedziała moja córka. Niestety dla niektórych ważne jest tylko życie poczęte :/
Czterdzieści dni i nic. Przesiedziane, przegadane , zmarnowane a można przecież było stworzyć chociaż zarys pomysłu jak naprawić , poprawić, stworzyć coś co będzie działało pod każdymi rządami. Jestem pełna podziwu bo ja bym trzech dni nie wyrobiła , nic nie robiąc. Mając w tyle głowy obraz innych niepełnosprawnych i ich problemów uważam ,że Pani Hartwig stworzyła kłamliwy wizerunek. Przy pomocy mediów. TVN, Polsat, pokazywały jak to panie siedzą , rozmawiają. Nudzą się a dzieci zaopiekowane, gdzieś są, ktoś się nimi zajmuje a potem te rozpaczliwe opowiadania zderzone z tym obrazem. Czy protest coś pomógł?…Coś przyśpieszył. Weryfikację przyznanych świadczeń….i co będzie gdy zabiorą synowi Pani Hartwig część świadczeń bo może pracować …lament będzie jak talala.
Myślę, że o tym co oznacza opieka nad osobą niepełnosprawną najlepiej wie opiekun. A nie rząd, czy randomowa osoba z internetu.
Owszem, można było stworzyć “zarys pomysłu”. Tyle, że rząd na pomysły już przedstawione reagował jak reagował.
Ja nie bronię pani Hartwig, uważam, że postulatów powinno być więcej, należałoby zmienić cały system na wielu płaszczyznach. Gdy jednak pomyślę, że nawet drobna kwota 500 złotych polskich stworzyła problem nie do przebycia, to co tu mówić o czymkolwiek, co wymagałoby od rządzących większego wysiłku.
Pisanie natomiast, że było to “na tyłku siedzenie” jest nadużyciem. Sama by pani, jak pisze, nie wytrzymała trzech dni. Nie widzę żadnego zderzenia opowiadania z rzeczywistością. Może widzi to osoba, która wyszukuje i doszukuje.
Ale dobrze, krytyka, dopóki ujęta w ogólnie akceptowalne formy wyrażania, jest dla mnie jak najbardziej do przyjęcia i opublikowania. Choć nie oznacza, że się z nią zgadzam.