Po co nam prawa?

Minęły właśnie 103 lata od uzyskania praw wyborczych przez polskie kobiety.
Wciąż spotykam się z ironicznymi uwagami, w sporej części piszą to panowie, ale zdarzają się i bezrefleksyjne panie, że przecież mamy pełnię praw, jest super, jest super, więc o co nam chodzi.
Ano właśnie. Mamy prawa wyborcze, mamy prawo do dysponowania własnym majątkiem, mamy prawo do edukacji i do  pracy, również w zawodach tak zwanych “męskich”. Choć zauważyć należy, że kobieta pracująca w zawodzie, gdzie dominują mężczyźni, by do czegoś dojść pracować musi więcej, lepiej, efektywniej.. 
O to wszystko walczyły nasze prababki i babki. I wywalczyły to. Nie będąc przy tym nawiasem mówiąc ani grzeczne, ani miłe. Ba, były wedle ówczesnych standardów społecznych “skandalistkami” budzącymi oburzenie społeczne. To tak jak niektórzy i niektóre postrzegają obecnie wiele zachowań współczesnych feministek. 😉 

Czas, gdy kobiecie odmawiano zarówno rozumu, jak i wszelkich praw w każdym aspekcie jej życia, minął. Czy aby na pewno? Czy mamy jednak pełnię praw? Rok temu odebrano nam prawo decydowania o sobie w kwestiach rozrodczych. Wydano wyrok na kobiety ustanawiając przepis okrutny i nie mający tak naprawdę nic wspólnego z faktyczną “obroną życia”, bo nie o “obronę życia” tu naprawdę chodzi, tylko o władzę nad kobietami. Czeka na głosowanie kolejny, stawiający na głowie racjonalne myślenie projekt.

Nadal istnieją różnice płac na tych samych stanowiskach. Nadal są środowiska, i niekoniecznie jest to tak zwana patologia, uważające sugestywną uwagę na temat części anatomicznych kobiety za niewinny żarcik, ba nawet komplement. Wśród tak postępujących są również i eleganccy, wykształceni panowie w garniturach drogich marek. Nadal są sytuacje i jest ich naprawdę sporo, gdy zgwałcona kobieta pytana jest przez przyjmującego zgłoszenie policjanta, czy ofiara przypadkiem  nie prowokowała sprawcy swoim zachowaniem bądź ubiorem. Bo wiadomo przecież, że za gwałt odpowiada zgwałcona, a sprowokowany biedak nie mógł się po prostu powstrzymać.

Patriarchat, seksizm. Słówka wywołujące u niektórych uśmieszki politowania. Bo o co nam kobietom chodzi? Hmm.. Może o bycie człowiekiem? Pełnoprawnym, gdzie człowieczeństwa nie uzależnia się  od rodzaju organów rozrodczych? 
W Polsce wazektomia jest legalna, podwiązanie jajników – już nie. Tabletka “dzień po” jest na receptę, ponieważ wedle rządzących “szkodzi i może być łykana jak cukierki”. Pominąwszy już absurd ostatniego stwierdzenia, szkodzić może wiele leków, na które recepta potrzebna nie jest, ketonal, ibuprom lub.. co ciekawsze – specyfiki od których, cytując fragment pewnej znanej reklamy, “konar zapłonie”. Ponieważ jednak te ostatnie dotyczą stricte panów, troska o nadmierne ich spożywanie znika nagle jak sen jaki złoty. 

Przykłady seksizmu spotykamy na każdym kroku. Od bardzo poważnych, do wydawałoby się błahych, ale wpływających przecież na postrzeganie nas samych i na naszą samoocenę. Dziewczynce wychowanej w środowisku patriarchalnym w dorosłym życiu będzie dużo trudniej zawalczyć o siebie i swoje samostanowienie. Jest przecież “gorsza”, “głupsza”, “słabsza”, oczekuje się od niej roli wpisanej w zakreślone przez “panów stworzenia” ramki. 

Świat idzie naprzód, ale nie wszędzie z taką samą prędkością. 

Nie mogę się tu powstrzymać, by nie wspomnieć, jak to nie tak dawno miałam do czynienia z czystym seksizmem w postaci komentarzy pewnego pana na temat słów posłanki opozycji. Pan, jeśli sądząc po treściach udostępnianych na swoim profilu wydawałoby się – kulturalny, (aach te garnitury ;)) A jednak.. ponieważ nie spodobała mu się wypowiedź kobiety – zasugerował (użyję tu opisowych eufemizmów) brak stosunków seksualnych, rzutujący jakoby na stan psychiczny posłanki. Zareagowałam, bo nie potrafię przechodzić do porządku dziennego nad takimi słowami i nie będę mówić, że deszcz pada, gdy pada zgoła co innego.. i no cóż, również zostałam obrażona. Nic to. Nie pierwszy to raz i zapewne nie ostatni. Takich prymitywnych wypowiedzi zalatujących rechotem nad gęsto zakrapianą alkoholem imieninową sałatką jarzynową nadal bywa sporo. I bywa, że traktowane są jako doskonały żart. Jak ten o feministce, co to jest feministką, bo żaden chłop jej tknąć nie chciał. Znacie?

To nie są żarty, ani drobiazgi nie warte reakcji, bo ten brak reakcji to przyzwolenie. Nie powinno się nad nimi przechodzić do porządku dziennego, ponieważ jest to przemoc a na przemoc trzeba reagować. O aspektach przemocy psychicznej pisałam w Manifówce i tutaj w swoim felietonie “Musisz być miła”.

W moim mieście otwarto kilka dni temu Rondo Praw Kobiet. Nazwa, jak się okazuje baaardzo kontrowersyjna, szczególnie dla komentatorów płci męskiej.
“Dlaczego nie ma Ronda Praw Mężczyzn, czy mężczyźni nie mają swoich praw?” albo.. “A jakich to praw nie mają kobiety, że aż rondo trzeba tak nazywać…”
Na inicjatorkę projektu, a potem i na prezydenta miasta, który na projekt wyraził zgodę, wylał się hejt takich, i tym podobnych lub jeszcze głupszych komentarzy, w ilościach hurtowych. Oczywiście, po co nam takie rondo, po co podkreślanie praw akurat kobiet.. Pomysł na nazwanie ronda pojawił się rok temu, gdy kobietom odebrano wyrokiem Trybunału nieKonstytucyjnego prawa do samostanowienia. A otwarte zostało rok później, niedługo po śmierci Izabeli z Pszczyny. Po co nam rondo, czyż nie mamy wszelkich należnych praw? Prawa do życia na przykład? To nie tylko nazwa. Pod rondem w przejściu podziemnym otwarto również galerię. Są tam plansze informacyjne na temat praw rozrodczych, historia walki o prawa wyborcze, o równe płace, są zdjęcia kobiet, które w czasach dorożek, rajerów, mantylek.. wbrew surowemu patriarchalnemu światu potrafiły zawalczyć o siebie i swoje siostry.

Kilka razy, w różnych źródłach zdarzyło mi się przeczytać, że “kobiety DOSTAŁY prawa wyborcze”, Dostać można filiżankę herbaty, gdy się ładnie o nią poprosi. O prawa się walczy, prawa się zdobywa. To wiece, protesty, to lanie (a owszem) czerwonej farby, to działania głośne i dobrze widoczne, niekoniecznie grzeczne i miłe. Ale i praca u podstaw, bo uświadamianie jest potrzebne. W tym “nowoczesnym” XXI wieku, w takim kraju jak nasz, gdzie kobieta ma od ponad wieku prawa wyborcze, ale gdzie w polskim sejmie już za chwilę będzie poddany pod głosowanie  projekt całkowitego zakazu aborcji i zrównanie jej prawnie z zabójstwem (pisałam o tym ostatnio TU).. w kraju, gdzie minister zdrowia ogłasza wprowadzenie rejestracji ciąż w SIM (system rejestracji medycznej).. 

..W takim kraju po co nam jeszcze jakieś prawa? Przecież je mamy. 



A tutaj wersja video-bloga, czyli vlog.  Zapraszam.  : )
Link do kanału YT  LENIWYM PIÓREM
…pozdrawiam zaglądających.


4 comments on “Po co nam prawa?

  1. Kiedyś tak było. Kobieta nie miała praw, siedziała w kuchni, roż.dziła dzieci i była zależna od męża. Teraz jest lepiej wykształcona, niezależna finansowo, więc rządzący postanowili wtłoczyć ją z powrotem w wieki średnie. Do tego zmierzają decyzje dot. zakazu aborcji, czy rejestrcji ciąż.
    Wstyd, że tak niewielu mężczyzn popiera kobiety.
    Serdeczności zasyłam

  2. Wiele z nas na to pozwala, niestety…
    Nie trzeba być super woman czy awanturnicą, by zabiegać o szacunek i równię praw.
    Smutne jest to, że jako kobiety walczące o godność i szacunek, nawet wśród u innych kobiet mamy wrogów!

Skomentuj parrafraza Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *